Ratownicy mieli kłopoty z dotarciem na miejsce akcji. Od końca drogi, na której zostawili sprzęt - musieli jeszcze przez kilkadziesiąt minut wspinać się pod górę. Akcję z powietrza koordynował śmigłowiec ratownictwa medycznego z Sanoka. Zdaniem strażaków, ogień pojawił się prawdopodobnie od niedopałka papierosa. Ostatni taki duży pożar na bieszczadzkich połoninach zanotowano trzy lata temu. Strażacy i pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego starają się opanować sytuację, by ogień nie rozprzestrzenił się poza granice Polski. Szacuje się, że wczoraj i dzisiaj ogień strawił w Bieszczadach ponad 50 ha łąk.