Do Prokuratury Okręgowej w Łodzi wpłynęła już opinia sądowo-psychiatryczna opracowana po zakończeniu obserwacji 27-latka. - Z jej treści wynika, że w czasie popełnienia zarzuconego przestępstwa podejrzany miał zniesioną zdolność rozumienia znaczenia czynów i możność pokierowania swoim postępowaniem, a więc był całkowicie niepoczytalny i wymaga zastosowania środka zapobiegawczego - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Obserwacja podejrzanego odbywała się na oddziale psychiatrycznym szpitala więziennego Zakładu Karnego nr 2 w Łodzi i trwała w sumie osiem tygodni. Zdaniem biegłych 27-latek może brać udział w czynnościach procesowych. Ze względu na stwarzane zagrożenie i duże prawdopodobieństwo popełnienia innych poważnych przestępstw - w ocenie biegłych - wymaga on zastosowania środka zapobiegawczego. - Wobec opinii biegłych jedynym możliwym sposobem zakończenia śledztwa będzie skierowanie do sądu wniosku o jego umorzenie i umieszczenie 27-latka - tytułem środka zabezpieczającego - w specjalnym zakładzie psychiatrycznym - zaznaczył Kopania. 25 czerwca ub. roku po mailowych informacjach o podłożonych rzekomo bombach sprawdzono 22 obiekty w całym kraju: szpitale, prokuratury, sądy, komendy policji, centra handlowe i teren przyległy do siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ewakuowano wówczas ponad 2,7 tys. osób. W akcję zaangażowano ponad 400 policjantów. Według resortu spraw wewnętrznych nie było realnego zagrożenia życia i zdrowia obywateli. Autorów wiadomości poszukiwała specjalna grupa policjantów Centralnego Biura Śledczego wspierana przez ABW, podjęto też współpracę ze służbami zagranicznymi. Marcina L. podejrzanego o wywołanie tych alarmów zatrzymano 28 czerwca na lotnisku w Pyrzowicach. Według śledczych maile o rzekomych bombach wysłał z Wlk. Brytanii, gdzie w ostatnim czasie mieszkał. Decyzją sądu mężczyzna został aresztowany. Za zarzucane mu przestępstwa grozi kara do ośmiu lat więzienia. Śledztwo w tej sprawie łódzka prokuratura okręgowa przejęła od prokuratury w Katowicach, która też została dotknięta wywołanym alarmem. Śledczy badali m.in. czy alarmy wywołane w szpitalach stworzyły zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów. Ustalono, że w związku z ewakuacją pacjentów mogło zostać zagrożone życie trzech osób przebywających w szpitalu im. Leszczyńskiego w Katowicach.