Bitwa, mimo śmierci i osobistych tragedii, które zawsze jej towarzyszą, jest bez wątpienia jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń w historii ludzkości. Im większa, tym większy ślad pozostawia w psychice dumnych zwycięzców oraz tych, którzy opłakują pokonanych. Bezpośrednie starcia licznych armii, to jedyne w swoim rodzaju widowiska, w których główne role grają "gwiazdy" - rycerze i liczni "statyści" - piechota. To jedynie wierzchołek góry lodowej. Cała operacja jest bowiem poprzedzona olbrzymim wysiłkiem poniesionym przez rzeszę bezimiennych - czeladzi obozowej nie(d)ocenionej przy logistyce, albo chłopów, którzy musieli solidnie zapracować na wojenny budżet swych władców. Czy to cała obsada? Nie. Istnieje jeszcze bardzo nietypowa grupa aktorów, niemal pierwszoplanowych, którzy jednak do końca powinni być niezauważeni przez widza? Szpiedzy i zamachowcy, bo o nich mowa, nie są oczywiście przypisani tylko do średniowiecza. Jednak wyjątkowo skąpa ilość informacji o ich poczynaniach oraz bez porównania mniejszy niż w dzisiejszych czasach zasób akcesoriów ułatwiających ich "pracę", jest zachętą, by przyjrzeć się im bliżej. Wyciągając na światło dzienne ich działania, Czytelnikowi pozostawiam ocenę tych postaci? Zacznijmy od pobudek jakie nimi kierowały. Motywy Informacja im jest bardziej niedostępna dla ogółu, tym większe wywołuje emocje. Bo ciekawość to naturalna ludzka cecha i zarazem wielka słabość. Jeśli przekaz niesie ze sobą istotne dla "zleceniodawcy" treści, które w przyszłości można wykorzystać, nie dziwi fakt, że jego cena potrafi wzrosnąć. Nawet jeśli dwa kraje nie prowadzą otwartej wojny, to trzeba mieć możliwie pełną wiedzę, czy sąsiadujące państwo nie będzie w przyszłości potencjalnym przeciwnikiem. Taka informacja wytrąca z ręki agresora pewien ważny atut, tj. zaskoczenie. Dlatego z jednej strony równie pilnie się jej strzeże, z drugiej, robi wszystko, aby ją wykraść. Oczywiście ideałem będzie pozyskanie informacji bez "wiedzy" tego, który ją utracił, bowiem nie ma nic lepszego, niż nieświadomość straty? Jeszcze jeden element zdecydowanie podnosi cenę. Jest nią ryzyko. W przypadku dekonspiracji szpiega, uważanego za zdrajcę, czekała go najbardziej surowa kara - kara śmierci. Najczęściej przez utopienie. Co zatem powodowało, że ludzie decydowali się na tak niebezpieczne działania? Motywy te można z grubsza podzielić. Pierwsze, to pozytywne uczucia, jak miłość do ojczyzny i patriotyzm. Możliwe również, że szpiegostwo było chęcią przygody i stanowiło ekscytujący sposób na życie. Po drugiej stronie leżą uczucia destrukcyjne - zemsta i nienawiść. Niekiedy szpiegiem lub informatorem zostawało się w wyniku szantażu. Wtedy wykradanie tajemnic było formą zabezpieczenia własnych sekretów, czy słabości przed ujawnieniem. Bardzo często jednak przyczyny były prozaiczne - kariera i pieniądze. Jakie obowiązywały stawki? Za jednorazową, bliżej nieznaną akcję mieszkający w Polsce Tycze Maula otrzymał od Krzyżaków 800 g srebra. W innych przypadkach zakon był dużo bardziej hojny. Przykładowo obniżył dług swoich informatorów z rodziny Grünefeld (jej członkowie mieszkali po obu stronach polsko-krzyżackiej granicy, co ułatwiało im przekazywanie informacji), z 60 do 7 kg srebra albo przekazał bezzwrotną pożyczkę dla Piotra Czyrisa, opiewającą na 40 kg tego kruszcu. Pozostający na krzyżackich usługach domownik starosty bydgoskiego życzył sobie jednorazowych wpłat 4 kg srebra. Szpiedzy, w miarę upływu lat "pracy", często eskalowali swoje wymagania. Żądali np. nadań ziemskich na terytorium "usługodawcy". Miało to im zapewnić bezpieczne życie po wykonaniu misji. Rusin Jan Vehome, dworzanin Jagiełły i Witolda, spodziewał się od Krzyżaków nadania ziemi wielkości ok. 500 hektarów. Wiadomo też, że zakon wyposażał agentów lub rekompensował im ewentualną stratę wierzchowca (wartego nawet 2 kg srebra). Jedna z najwyższych wypłat miała opiewać na 100 kg srebra dla Staszka z Drożdzienicy, aktywnego szpiega i informatora zakonnego. W takim razie aż dziw bierze, że w krzyżackich księgach skarbowych są zanotowane tak niewielkie koszty (dziczyzna, fleciści - 150 g srebra), poniesione podczas nieoficjalnych spotkań z osobą, która potem prawdopodobnie ułatwiła zakonowi zdobycie Bydgoszczy. To wszystko blednie w porównaniu ze środkami uruchomionymi przez Zbigniewa z Brzezia, marszałka Królestwa Polskiego, który wysłał do Malborka agenta, mającego wybadać stan tamtejszych umocnień. Przekazał mu za to, bagatela, 250 kg srebra i dużą posiadłość ziemską. Nie można się zatem dziwić stwierdzeniu Filipa de Meziers (1390), francuskiego polityka i dyplomaty oraz doradcy Karola I, że na działalność szpiegowską należy przeznaczyć nie mniej niż jedną trzecią wojennego budżetu.