W styczniu 2006 r. pod zawalonym dachem pawilonu zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Była to największa katastrofa budowlana w historii Polski. Na ławie oskarżonych zasiadło 11 osób, które zdaniem prokuratury w różnym stopniu przyczyniły się do tej tragedii lub sprowadziły niebezpieczeństwo katastrofy. To m.in. byli szefowie MTK, projektanci i wykonawcy hali. Prokurator Emil Melka przed godz. 11 rozpoczął odczytywanie aktu oskarżenia. Potrwa to prawdopodobnie kilka rozpraw - dokument liczy ponad 300 stron. Przewodniczący składu orzekającego Aleksander Sikora poinformował, że z uwagi na wagę sprawy i rodzaj zarzutów akt oskarżenia będzie prawdopodobnie odczytany w całości, wraz z uzasadnieniem. Mimo, że początek procesu zorganizowano w największej sali katowickiego sądu, powstałej przed kilkoma laty na terenie koszar policji, na przyjście na rozprawę zdecydowało się jedynie kilku pokrzywdzonych. - Chcę zobaczyć tych ludzi (oskarżonych - red.). Pewnie to będzie moja pierwsza i ostatnia rozprawa - powiedział dziennikarzom przed procesem Mieczysław Ropolewski z Chorzowa, który w katastrofie stracił córkę, zięcia, żonę, syna i wnuka. Jak dodał, skoro oskarżeni nie przyznają się do winy, powinni wskazać odpowiedzialnych. Józef Herich, wystawca, który stracił 19 gołębi wyszedł z zawalonej hali o własnych siłach. Mówił, że nie bardzo wierzy w szybkie zakończenie procesu i sprawiedliwy wyrok. Sam nie dostał jeszcze odszkodowania za stracony majątek. Hala MTK zawaliła się 28 stycznia 2006 r., w pawilonie odbywały się wtedy międzynarodowe targi gołębi pocztowych. Według ustaleń prokuratury, w dniu katastrofy w pawilonie było 1329 osób. W chwili gdy dach runął, wewnątrz było około tysiąca ludzi. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie w połowie lipca ubiegłego roku. Oskarżyła 12 osób. Jeden z oskarżonych przyznał się do winy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Jego sprawa została wyłączona z głównego procesu. Z ustaleń dochodzenia wynika, że na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. W dniu katastrofy na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję - ustaliła prokuratura. Za te błędy odpowiadają autor części naziemnej projektu Jacek J. (który tuż po katastrofie próbował popełnić samobójstwo) i projektant części żelbetowej pawilonu Szczepan K. Są oskarżeni o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Jacek J. odpowie dodatkowo za posiadanie pornografii dziecięcej na dysku komputera. Obu im grozi najsurowsza kara - do 12 lat więzienia. Niezależny projektant Andrzej W., który miał weryfikować projekt wykonawczy odpowiada przed sądem za nieumyślne sprowadzenie katastrofy. Według prokuratury kiedy na krótko przed katastrofą dach hali po raz kolejny ugiął się pod naporem śniegu, członkowie zarządu MTK - Nowozelandczyk Bruce R. oraz Ryszard Z. i dyrektor techniczny spółki Adam H. nie zrobili niczego by zażegnać zagrożenie. Szefów MTK obciążają e-maile, które sobie wysyłali. Wynika z nich, że wiedzieli o zagrożeniu. Prokuratura zarzuciła im umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej. Kolejni oskarżeni to rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą hali - Arkadiusz J. i Andrzej C. - oraz kierownik budowy Adam J. Na ławie oskarżonych zasiadła też inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Hala od początku zdradzała swoje wady. Do pierwszej awarii doszło jeszcze w trakcie jej budowy - w styczniu 2000 r. Już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Przedstawiciele generalnego wykonawcy hali nie wpisali tego do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego - twierdzą śledczy. Usłyszeli zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenia samej katastrofy. Dwa lata później dach hali znowu się ugiął, zerwały się śruby podtrzymujące dźwigary i konieczna była naprawa. Dokonano jej na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego Grzegorza S. Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Chociaż naprawiony na podstawie ekspertyzy tego biegłego dźwigar ocalał jako jedyny w katastrofie to jednak prokuratura zarzuciła Grzegorzowi S., że nie zachował należytej ostrożności przy sporządzaniu ekspertyzy i w ten sposób nieumyślnie sprowadził powszechne niebezpieczeństwo katastrofy. Za niedopełnienie obowiązków odpowiada przed sądem inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Prokuratura zarzuca jej, że powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenie budynku z użytkowania. Maria K. jest też oskarżona o nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. 12. oskarżonym był koordynator techniczny MTK Piotr I. W dniu targów gołębi nie polecił otwarcia drzwi ewakuacyjnych, co jednak nie skutkowało śmiercią żadnego z poszkodowanych. Jako jedyny przyznał się do winy - zarzut mówi o narażenia wielu osób na śmierć lub uszczerbek na zdrowiu - i chce dobrowolnie poddać się karze. Jego sprawę wyłączono z głównego procesu. W śledztwie zgromadzono aż 454 tomy akt, z czego 264 tomy akt głównych. W postępowaniu przesłuchano ponad 2 tys. świadków. Prokuratura chce, by ponad 200 z nich zeznawało przed sądem. Postępowanie rozpoczęło się od przeszukań w spółce MTK i firmach, które zajmowały się projektowaniem i budową hali. Zabezpieczono dokumentację z urzędów i instytucji, a także twarde dyski komputerów. Krótko po katastrofie na gruzowisko weszli prokuratorzy i biegli. W oględzinach brali udział biegli z zakresu budownictwa oraz specjaliści z Wydziału Nauk Ziemi Uniwersytetu Śląskiego i Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Według ustaleń na dachu zalegał śnieg o ciężarze około 190 kg na m kw. Opinię dołączoną do akt wykonali biegli z Politechniki Krakowskiej. Bardzo pomocne okazało się użycie w oględzinach kamery cyfrowej sferycznej. Pozwoliło to na wirtualne oględziny na ekranie komputera. Najwięcej czasu zajęło śledczym ustalenie wszystkich osób, które przebywały w hali. Było to możliwe nie tylko dzięki zeznaniom świadków, ale też na podstawie znalezionych w gruzowisku dokumentów, wizytówek, aparatów cyfrowych i telefonów komórkowych. Postępowanie przedłużało się głównie z powodu konieczności skorzystania z międzynarodowej pomocy prawnej w przesłuchiwaniu poszkodowanych cudzoziemców. Prokuratura kierowała wnioski o międzynarodową pomoc prawną m.in. do Niemiec, Belgii, Holandii, Czech, Słowacji, Węgier oraz USA. W sądach toczą się sprawy dotyczące odszkodowań dla ofiar katastrofy. Poszkodowani i ich pełnomocnicy domagają się ich nie tylko od spółki MTK, ale także od Skarbu Państwa, do którego należy teren użytkowany przez MTK. W styczniu złożono tzw. zawezwania do próby ugodowej, w których ponad 200 osób żąda w sumie od Skarbu Państwa ok. 20 mln zł. Niezależnie od składanych w styczniu wezwań do ugody, do katowickich sądów wpłynęło dotąd ponad 70 spraw o odszkodowania, ponad 50 z nich zostało zakończonych. Łączna kwota żądań wyniosła kilkanaście milionów zł. Sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do 250 tys. zł.