Jeszcze niedawno, na konwencji programowej Platformy Obywatelskiej, lider ugrupowania Grzegorz Schetyna przekonywał, że tylko wspólne listy wyborcze w wyborach samorządowych sprawią, że opozycja pokona Prawo i Sprawiedliwość. Od kilku tygodni, a może nawet miesięcy, od kiedy nastąpił lipcowy kryzys związany z planowanymi reformami w sądownictwie, największe polskie partie opozycyjne rozmawiały o potrzebie zjednoczenia się i wspólnej walce z ugrupowaniem rządzącym. Dyskusje miały być w toku, ale 2 listopada wyłamała się PO.Schetyna ogłosił, że kandydatem PO na prezydenta Warszawy jest Rafał Trzaskowski. Jego nazwisko może nie jest zbyt wielką niespodzianką, ale ciekawsze jest coś innego - PO zaprezentowała swojego kandydata bez uzgadniania tego z innymi partiami opozycyjnymi, a przede wszystkim Nowoczesną (PSL już wcześniej zapowiadał, że wystawi własnych kandydatów).Dzisiaj Platforma ogłosiła kolejne nazwisko - Hanna Zdanowska będzie ubiegać się o trzecią kadencję w Łodzi. Znów akurat ta kandydatka nie jest zaskoczeniem, ale po raz drugi PO wychodzi przed szereg i ubiega, wydawało się, sojuszników z Nowoczesnej.Czy wobec tego jest jeszcze szansa na wspólnych kandydatów zjednoczonej opozycji? Politycy Nowoczesnej nie ukrywali w czwartek, że są zaskoczeni takim obrotem sprawy i przekonywali, że taka postawa PO nie przyspieszy rozmów o wspólnych listach i porozumieniu. Wręcz przeciwnie - mówili, że teraz będzie o to jeszcze trudniej.ŁS