Na początku maja posłowie Platformy: Cezary Tomczyk, Marcin Kierwiński i Mariusz Witczak złożyli do ministra obrony wniosek o kontynuację kontroli poselskiej w MON i w związku z tym o wydanie kolejnych dokumentów dotyczących przetargu na helikoptery dla armii i ewentualnej roli w całej sprawie byłego szefa rządowej podkomisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, dr Wacława Berczyńskiego. W czwartek posłowie PO ponownie pojawili się w MON. Tomczyk w rozmowie z PAP podkreślił, że 90 proc. dokumentów, o których udostępnienie prosili posłowie PO, zostało im udostępnione. "Ciągle jest tak, że nikt nie jest w stanie powiedzieć, po co pan Wacław Berczyński, nie mając żadnych obowiązków w tym zakresie, nie mając żadnych efektów pracy, żadnego śladu miał dostęp do tych dokumentacji przez osiem miesięcy" - zauważył Tomczyk. Tomczyk podkreślił również, że PO ustaliła w MON, iż Wacław Berczyński nadal jest zatrudniony w resorcie obrony. "Ma zawartą umowę-zlecenie, która obowiązuje do 7 marca 2018 r. i w ramach tej umowy może maksymalnie zarobić nawet 13 tys. zł, czyli że mimo tych wszystkich elementów, które go dotyczą, mimo tego wszystkiego co zrobił i powiedział, umowa z nim dalej obowiązuje. Jest też członkiem komisji badania wypadków lotniczych, a konkretnie członkiem tej podkomisji, która bada katastrofę w Smoleńsku i jest zatrudniony przez MON" - zaznaczył poseł PO. "Potwierdziły się także informacje, że pan Wacław Berczyński brał udział w spotkaniu z ministrem obrony Republiki Francuskiej 2 lutego 2016 r., czyli wtedy kiedy sprawa toczyła się w Ministerstwie Rozwoju. Dotarliśmy do programu tej wizyty i do materiału tezowego, w którym jest informacja, że ministrowie będą rozmawiać na temat śmigłowców. To jest czas, kiedy pan Berczyński ma dostęp do dokumentów niejawnych w MON na temat śmigłowców" - dodał Tomczyk. Poseł PO poinformował również, że dotarł do informacji z wewnętrznej notatki MON ws. przetargu na śmigłowce. "22 września 2016 r., to jest informacja z wewnętrznej notatki MON, strona polska przekazuje stronie francuskiej informację, że prawdopodobnie odstąpi od przetargu, a 21 września pan Berczyński oddaje dokumenty, które pobrał" - zaznaczył Tomczyk. Czy Berczyński "wykończył" caracale Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wskazało na śmigłowiec Caracal, wartość kontraktu miała wynieść łącznie z podatkami 13,4 mld zł. Protestowały wtedy PiS i związki zawodowe, działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej. Na początku października 2016 r. Ministerstwo Rozwoju uznało ofertę offsetową za niezadowalającą, a dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe. Obecnie w MON trwa nowe postępowanie, które ma wskazać śmigłowce dla wojsk specjalnych i do zadań morskich. W kwietniu 2017 r. ówczesny szef podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej Wacław Berczyński w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył" caracale. Przedstawiciele rządu i politycy PiS zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetowymi, które rozpoczęły się we wrześniu 2015 r. i zakończyły bez podpisania umowy w październiku 2016 r. 20 kwietnia szef MON przyjął rezygnacje Berczyńskiego z kierowania podkomisją ds zbadania katastrofy smoleńskiej. Berczyński niedawnym wywiadzie w "Super Expressie" przyznał, że w sprawie przetargu na Caracale miał "do wglądu dokumenty, w których były zapytania ofertowe", jednak "wszystkie one miały najniższą klauzulę tajności" i "nie wymagały przechowywanie w sejfie". PO złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. przetargu na śmigłowce dla wojska. W zawiadomieniu PO chodzi o możliwe przekroczenie uprawnień przez szefa MON i ujawnienia informacji niejawnych osobom nieuprawnionym, za które PO uważa Berczyńskiego, jego zastępcę w podkomisji ds zbadania katastrofy smoleńskiej dr Kazimierza Nowaczyka i byłego szefa gabinetu politycznego i rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. Jak podkreślali posłowie PO, były to osoby, które nie zostały zweryfikowane przez polskie służby specjalne i nie miały certyfikatów bezpieczeństwa. Resort obrony oświadczył, że nie jest prawdą, że szef MON bezprawnie udostępnił klauzulowane dokumenty. Jak mówił wiceminister Michał Dworczyk, Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz mieli upoważnienie szefa MON do wglądu w "archiwalną dokumentacją" techniczną dotyczącą zakończonego we wrześniu 2015 r. postępowania na śmigłowce oraz nie mieli wglądu do dokumentów negocjacji offsetowych, prowadzonych przez Ministerstwo Rozwoju. Dworczyk pokazał dziennikarzom kopie poświadczenia bezpieczeństwa wydane Berczyńskiemu przez szefa SKW w marcu 2017 r. oraz tymczasowego upoważnienia wystawionego przez ministra obrony w styczniu 2016 r. Podkreślił, że posłowie PO widzieli te dokumenty i że podobnych upoważnień udzielali także ministrowie w czasach rządu PO-PSL. Szef MON zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez posłów PO. Według ministra, posłowie powiadomili prokuraturę o przestępstwie wiedząc, że go nie było Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie wykluczył, że prokuratura przesłucha Berczyńskiego w związku z przetargiem na śmigłowce. Zastrzegł jednocześnie, że nie dyktuje, kiedy kogo przesłuchać; taką decyzję podejmują prokuratorzy. Śledztwo dotyczące organizacji postępowania na śmigłowce, a następnie odstąpienie od kontraktu prowadzi od listopada 2016 r. Prokuratura Regionalna w Szczecinie.