Jednak pytany o działania Lecha Kaczyńskiego na rzecz kandydatury Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego minister podkreślił, że ta kandydatura jeszcze nie została oficjalnie zgłoszona. Jego zdaniem, to na razie tylko wewnętrzna sprawa jednej z frakcji PE - Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Kownacki zapewnił, że jeśli Buzek zostanie kandydatem EPP na szefa PE, czego - jak podkreślił - "byśmy sobie życzyli", prezydent będzie popierał tę kandydaturę. - Z chwilą, kiedy EPP się zdecyduje i szczęśliwie dla nas będzie to prof. Jerzy Buzek, wtedy będzie można mówić sensownie o jego popieraniu, zabieganiu. W tej chwili jest to przedwczesne - ocenił szef Kancelarii Prezydenta. Jego zdaniem, gdy zostaną zgłoszone wszystkie kandydatury na szefa europarlamentu wówczas ma sens zabieganie o ich poparcie, na przykład u europosłów z innych frakcji. Kownacki mówił, że sytuacja z prof. Buzkiem trochę mu przypomina kandydowanie Radosława Sikorskiego na stanowisko sekretarza generalnego NATO, kandydowanie, które - jak zaznaczył - "nigdy nie istniało" W tej chwili - stwierdził Kownacki - nie można mówić o kampanii na rzecz Buzka. - Proszę nie kreować rzeczywistości, której nie ma. Nie ma kampanii, nie ma batalii, jest wewnętrzna sprawa jednej z frakcji PE - podkreślił. W jego ocenie, "osoby spoza tej frakcji nie mają nic do powiedzenia w tej sprawie". - Jak się można wtrącać do decyzji, które nie należą do nas? - pytał Kownacki. Jednocześnie przyznał, że prof. Buzek bez żadnej wątpliwości jest predestynowany do pełnienia funkcji szefa PE i - jak dodał - prezydent to oświadczał kilkakrotnie. Minister był dopytywany, co Lech Kaczyński powiedziałby w czwartek na szczycie UE, gdyby któryś z polityków np. premier Włoch Silvio Berlusconi, który lansuje swojego kandydata na szefa PE Mario Mauro, zapytał go, co myśli o Buzku. - Bardzo dobry polityk, bardzo odpowiedni do pełnienia najwyższych funkcji w organizacjach międzynarodowych, z wielkim doświadczeniem zarówno krajowym, jak i międzynarodowym - taką możliwą odpowiedź prezydenta na temat Buzka przedstawił Kownacki. Minister, jako "wyłącznie propagandowe" ocenił wszelkie sugestie polityków PO, iż w walce o fotel szefa PE dla Buzka także decyzja prezydenta o podpisaniu Traktatu z Lizbony ma duże znaczenie. Pytany o podpis prezydenta pod ratyfikacją tego dokumentu Kownacki podkreślił, że "nie jest kwestią, czy prezydent podpisze, tylko kiedy". Zaznaczył, że prezydent uzależnia termin podpisania ratyfikacji Traktatu od zmiany decyzji przez Irlandię - ponowne referendum w Irlandii w sprawie Traktatu Lizbońskiego ma odbyć się jesienią. - Dopiero po nowej decyzji Irlandii, już tym razem pozytywnej zakładamy, prezydent podpisze - powiedział minister. - Pan prezydent nie chce, aby prawo każdego z krajów członkowskich Unii do wyrażania swojego zdania było martwym prawem, jeżeli chodzi o mniejsze kraje UE - dodał. Pytany o słowa niektórych polityków, że prezydent ma na szczyt UE "jakiegoś asa w rękawie" odparł, że nic mu o tym nie wiadomo. Kownacki zapowiedział, że Lech Kaczyński będzie brał udział w tej części Rady Europejskiej, podczas której będzie mowa o Traktacie z Lizbony i mają być omówione wyniki rozmów między Radą Europejską i rządem Irlandii, dotyczące możliwych gwarancji prawnych będących podstawą do ponownego przeprowadzenie referendum w tym kraju. Kownacki tłumaczył, że te gwarancje mają być takim rodzajem stanowiska, zapewnienia mówiącego, czym nie jest ten Traktat, m.in., że nie narzuca on żadnemu z krajów członkowskich prowadzenia polityki podatkowej oraz nie przesądza żadnych kwestii ideologicznych czy światopoglądowych. Zdaniem ministra, chodzi o to, aby możliwie czarno na białym przedstawić, jakie rzeczy "nie wypływają" z Traktatu, żeby ewentualne obawy obywateli Irlandii zostały rozwiane. - Rozumiem, że taka jest intencja i że tego typu dokument ma zostać wypracowany - powiedział Kownacki. Jak dodał, ta "autorytatywna wykładnia treści Traktatu" będzie się odnosiła do wszystkich krajów członkowskich UE. Minister pytany, czy prezydent i premier lecą do Brukseli razem w czwartek odparł, że nie. Jak mówił, Tusk leci rano, ponieważ przed posiedzeniem Rady Europejskiej ma jeszcze spotkanie frakcji EPP, a Lech Kaczyński leci później już na samą Radę. - Proszę wybaczyć, ale rozpatrywanie tego w kategoriach, czy blisko 40-milionowe państwo w centrum Europy w XXI wieku stać na przelot samolotem Warszawa-Bruksela jest nie bardzo poważne - dodał, pytany, czy stać Polskę na takie dwa loty polityków na szczyt w czasie kryzysu. Kownacki zwrócił uwagę, że jest tylko jeden samolot rządowy, który jest w stanie dolecieć z Warszawy do Brukseli - TU-154. Jak dodał, są jeszcze dwa mniejsze samoloty typu JAK, ale - jak ironizował - z nimi jest ten problem, że zależy od kierunku wiatru, czy dolecą do Brukseli czy nie.