- Ktoś wyczyścił po prostu konto. 50 tysięcy złotych skonsumował bawiąc się cudzym kosztem. To w zasadzie taki chichot hieny cmentarnej nad grobem zmarłego człowieka - komentuje Łukasz Pilarczyk, siostrzeniec zmarłego. 83-letni Ryszard Siemek przez ostatnie lata swojego życia mieszkał w domu pomocy społecznej w Zielonej Górze. Gdy w październiku ubiegłego roku w placówce potwierdzono Covid-19, wraz z innymi pensjonariuszami został przewieziony do szpitala w Gorzowie Wielkopolskim. Tam pan Ryszard zmarł. Rodzina do dziś walczy o odzyskanie jego majątku. "Ślad się urywa" - Był obciążony wieloma chorobami współistniejącymi. Wiemy, że jego stan w pewnym momencie uległ znacznemu pogorszeniu. Do tego stopnia, że został przewieziony na OIOM. I tam jakikolwiek ślad i kontakt z wujem się urywa - opowiada Łukasz Pilarczyk, siostrzeniec zmarłego. Po śmierci pana Ryszarda rodzina przez blisko miesiąc starała się odzyskać jego rzeczy z DPS-u. Udało się dopiero po decyzji sądu. Natomiast gdy zwrócono rzeczy zmarłego ze szpitala, okazało się, że brakuje w nich dokumentów oraz nie ma śladu po majątku 83-latka. Władze DPS-u odmówiły "Interwencji" komentarza, a gorzowski szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. - My nie jesteśmy dysponentami tych rzeczy, a sprawy majątkowe, to są sprawy rodziny i sądu. Potrzebowaliśmy czasu, zgody sądu, byśmy mogli podjąć taką decyzję - krótko skomentował przedstawiciel DPS-u. Zostało 14 zł - Natknęliśmy się też na dyspozycję dotyczącą rachunku osobistego na wypadek śmierci. W tej dyspozycji moja mama, siostra wuja, została wskazana jako uposażona. Okazało się, że z ponad 50 tysięcy złotych, jakie wuj miał na rachunku jeszcze z września, saldo rachunku opiewa na kwotę 14 złotych z groszami - mówi Łukasz Pilarczyk. Rodzina ustaliła, że pieniądze zaczęły znikać z konta po śmierci pana Ryszarda. - Operacje na rachunku rozpoczęły się tydzień po śmierci, w zasadzie od dnia pogrzebu 27 października. Mają miejsce w różnych godzinach, najczęściej nocnych lub porannych. To są wypłaty z bankomatu np. po tysiąc złotych i kolejne po 15 minutach, kolejne tysiąc złotych. I tak do progu, do bólu - opisuje Łukasz Pilarczyk. "Takich dwóch mężczyzn" - Pacjent był poinformowany zarówno przez lekarza, jak i przez personel oddziału, że ma możliwość złożenia cennych dla siebie rzeczy w depozycie. Nie zrobił tego. My też nie mamy takiej pewności, że ta karta na terenie naszego szpitala się pojawiła - informuje Agnieszka Wiśniewska, rzecznik szpitala wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim. Zszokowana rodzina oskarża szpital o dopuszczenie do kradzieży na zamkniętym oddziale. Dotarliśmy do przyjaciółki pana Ryszarda, pensjonariuszki DPS-u. Kobieta twierdzi, że mężczyzna w szpitalu miał przy sobie kartę bankomatową. Widziała także złodziei. - Tę kartę miał w szpitalu, oczywiście, ze sobą. I cały ten PESEL miał z tą kartą razem. To takich dwóch mężczyzn. Z jednej strony trup, z drugiej strony trup, o czym nie wiedziałam i jadłam śniadanie. To tej kobiecie zabrali cały portfel, zabrali całą zawartość torby. Schowali. Telefon zabrał, dał koledze. Powiedział: ty będziesz miał telefon, a ja będę miał te pieniądze. Podzielili się we dwóch. To na moje oczy widziałam - zapewnia była pacjentka szpitala. Żaden z dotychczasowych tropów nie doprowadził do ujęcia sprawcy kradzieży. Policja prosi o pomoc w poszukiwaniach mężczyzny, który z konta pana Ryszarda wypłacił ponad 50 tysięcy złotych. Pogrążona w żałobie rodzina liczy na sprawiedliwe osądzenie sprawcy.