Cimoszewicz zadeklarował, że w najbliższą niedzielę - w wyborach prezydenckich - odda swój głos na kandydata PO. Jak tłumaczył, zrobi tak m.in. dlatego, że Komorowskiemu "nieobce są zasady i idee porozumienia, poszukiwania kompromisu". "Boimy się czy starczy ludzi w SLD" - Jesteśmy zaniepokojeni, Platforma Obywatelska przesadza biorąc kolejnego polityka (SLD) - powiedział Pawlak we wtorek na konferencji w Sejmie. Jak zaznaczył, - byli już: pani komisarz Danuta Huebner (wybrana w 2009 roku do Parlamentu Europejskiego z listy PO), Jerzy Hausner (powołany z rekomendacji PO do Rady Polityki Pieniężnej), premier Marek Belka (zaproponowany przez Komorowskiego na stanowisko prezesa NBP, a następnie wybrany głosami PO i SLD na tę funkcję), premier Cimoszewicz, a teraz przychodzi pewnie czas na prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, pana premiera Leszka Millera. . Znudzony kolejną debatą polityczną? Mamy coś dla Ciebie!. - Boimy się czy starczy ludzi w SLD na te stanowiska, które są przez Platformę obsadzane - ironizował Pawlak. - SLD na niektórych politykach źle wyszedł. Platforma wchodzi w te same koleiny, tak, że jesteśmy naprawdę zaniepokojeni - powiedział, dopytywany czy niepokoi go przyszłość koalicji PO-PSL. Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski, proszony o komentarz do decyzji Cimoszewicza powiedział, że nie wie, czy ten "bardziej prawicowy, konserwatywny elektorat PO zaakceptuje taką decyzję, czy nie". Jak dodał, "być może na takiej decyzji więcej się traci niż zyskuje, ale to już nie mój kłopot". Pytany, czy kandydat PSL mógłby poprzeć w drugiej turze wyborów Jarosława Kaczyńskiego, zaznaczył, że kandydat PiS "na razie robi bardzo wiele", żeby takiego poparcia nie otrzymać. O możliwości poparcia w drugiej turze wyborów kandydata PiS przez Waldemara Pawlaka napisała we wtorek "Rzeczpospolita". Według gazety, niektórzy politycy ludowców obawiają się pełni władzy w rękach PO. "Decyzja Cimoszewicza przedwczesna" Były prezydent Aleksander Kwaśniewski uważa, że decyzja Włodzimierza Cimoszewicza - który zadeklarował we wtorek poparcie w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego - jest trochę przedwczesna. Zadeklarował, że sam w I turze zagłosuje na Grzegorza Napieralskiego. - Włodzimierz Cimoszewicz zawsze zachowywał dużą suwerenność decyzji i niezależność. Ja bym bardziej jej oczekiwał między pierwszą a drugą turą wyborów - powiedział Kwaśniewski w Brukseli. Były prezydent zadeklarował, że - pomimo decyzji Cimoszewicza - w pierwszej turze wyborów będzie głosował na kandydata SLD Grzegorza Napieralskiego. - Będę głosował na Grzegorza Napieralskiego, bo dla polskiej demokracji obecność lewicy jest bardzo ważna - podkreślił Kwaśniewski. Dodał, że głosowanie na kandydata SLD ma sens, gdyż wybory pokażą, jaki jest wynik lewicy i jakie ma miejsce na scenie politycznej. Jego zdaniem, to kampania prezydencka to wstęp dla SLD do walki w wyborach samorządowych i prezydenckich. - To, co robi dzisiaj Grzegorz Napieralski, to pierwszy skok w trójskoku. Trzeba się dobrze odbić, że mieć siłę na drugi skok w wyborach samorządowych, a potem na ten trzeci w wyborach parlamentarnych - powiedział. Pytany, jakie są szanse na koalicję PO z SLD już po wyborach prezydenckich, były prezydent powiedział: "W koalicjach wszystko jest możliwe. Uważam, że koalicja SLD z Platformą mogła już mieć swój początek w słynnej ustawie medialnej. Wtedy to zostało, moim zdaniem, niesłusznie zerwane. W przypadku wyboru świetnego kandydata Marka Belki (na szefa NBP), to się udało i można tylko pochwalić obie strony, że się nie przestraszyły głosów przeciwnych i zrobiły to". Kwaśniewski zastrzegł jednak, że na rozmowy, czy koalicja PO z SLD jest możliwa, trzeba poczekać do wyników pierwszej tury prezydenckiej. - Na razie jesteśmy przed najważniejszym testem. Musimy uwierzyć narodowi i wysłuchać opinii, a ta będzie 20. czerwca wieczorem. Z tego będzie można wnioskować bardzo różne rzeczy - powiedział Kwaśniewski. Tak po ludzku jest mi przykro Szef SLD, kandydat tej partii na prezydenta Grzegorz Napieralski powiedział, że tak po ludzku jest mu przykro, że b. lewicowy premier Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował się poprzeć kandydata PO, marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. - Tak po ludzku jest mi po prostu przykro - powiedział Napieralski dziennikarzom w Warszawie. - Dzisiaj Bronisław Komorowski ma jeden głos więcej, zdobył go w Senacie. Ja wierzę głęboko, jestem o tym przekonany, że dzisiaj zdobyłem kilka tysięcy głosów więcej. Dzisiaj o 5.30 byłem w Krakowie pod Hutą Sendzimira, rozmawiałem tam z pracownikami tej huty. Wierzę głęboko, że przekonałem ich do siebie - zaznaczył Napieralski. Jak dodał, prowadzi "bardzo aktywną kampanię wśród ludzi". - Chcę z nimi rozmawiać, chcę ich przekonywać. Coraz więcej Polaków mi ufa, chce oddać na mnie głos. Jestem dzisiaj jedynym lewicowym kandydatem, który może być alternatywą dla dwóch prawicowych kandydatów. Chcę zakończyć IV RP. Chciałbym, żeby Polska była nowoczesna, otwarta, tolerancyjna, z naciskiem na edukację, a nie na CBA, z naciskiem na nowe technologie, a nie IPN, z naciskiem na dialog i rozmowę. Wierzę głęboko, że to mi się uda - mówił szef Sojuszu. Zwrócił się też do swych potencjalnych wyborców. - Zastanówcie się, bo warto oddać na mnie głos - apelował Napieralski. Politycy SLD, z którymi rozmawiała, nie kryli rozczarowania decyzją Cimoszewicza. Dziwiła ich również łatwość, z jaką - jak mówili - b. premier zapomniał już o tzw. sprawie Anny Jaruckiej. Latem 2005 roku, podczas kampanii wyborczej, Jarucka - była już wówczas asystentka społeczna Cimoszewicza - oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że b. premier, jako szef MSZ, miał ją w kwietniu 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. Po tej sprawie Cimoszewicz zdecydował wycofać się z wyścigu prezydenckiego. Jak mówił wówczas, "zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek". Udział w sprawie niektórzy politycy i dziennikarze zarzucali Konstantemu Miodowiczowi z PO, członkowi komisji śledczej (w latach 90. szefowi kontrwywiadu UOP), do którego zgłosiła się Jarucka. To on w sierpniu 2005 r. zgłosił ją komisji na świadka i upublicznił upoważnienie, które dała komisji. Z Miodowiczem skontaktował zaś Jarucką jego kolega, mec. Wojciech Brochwicz (b. wiceszef kontrwywiadu UOP), którego z kolei kobiecie polecił jej lekarz. Pod koniec maja Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Jarucką na półtora roku więzienia w zawieszeniu za sfałszowanie i posłużenie się dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją rzekomo upoważnić ją do zamiany swego oświadczenia majątkowego. Sąd uznał, że kobieta działała z wyrachowaniem, manipulowała opinią publiczną i naraziła na szwank dobre imię b. premiera i szefa MSZ. Szef sztabu Napieralskiego Marek Wikiński mówił we wtorek dziennikarzom, że nie jest zaskoczony deklaracją Cimoszewicza. - Spotkałem się osobiście z Włodzimierzem Cimoszewiczem, który uprzedził mnie, że w sytuacji, kiedy Bronisławowi Komorowskiemu nie będzie się udawała kampania wyborcza, kiedy zrówna się w sondażach z Jarosławem Kaczyńskim, udzieli mu wsparcia - mówił Wikiński. Według niego jednak Cimoszewicz "bardzo krytycznie" wypowiadał się o kompetencjach Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta. - Jest to zagranie taktyczne - Włodzimierz Cimoszewicz nie pamięta tego, że przed pięciu laty pani Anna Jarucka wraz z przyjaciółmi z PO zniszczyła karierę pana premiera Cimoszewicza. Ale to już decyzja wolnego człowieka, w wolnym kraju - zaznaczył Wikiński. Polityk nie martwi się jednak o wynik wyborczy lidera swej partii. - Wyraźnie widać, że ta pępowina Grzegorza Napieralskiego została przecięta. Dzisiaj Grzegorz Napieralski pracuje na własny wynik, na wynik całej polskiej centrolewicy, prowadząc kampanię fabryczno-uliczną zyskuje więcej poparcia niż Bronisław Komorowski prowadząc kampanię gabinetową, w gabinetach władzy, gdzie dzisiaj zdobył jeden głos, a Grzegorz Napieralski zdobył ich dzisiaj pod Hutą im. Sendzimira kilkaset - podkreślił Wikiński. Zaskoczenia deklaracją Cimoszewicza nie krył poseł Lewicy Tadeusz Iwiński. "W dużej mierze jestem zaskoczony, bo taka deklaracja mogłaby być zgłoszona po I turze. - Czy ktoś sobie mógłby wyobrazić na przykład w Szwecji, w Norwegii czy Finlandii, żeby socjaldemokraci poparli polityka sympatycznego, jakim jest Bronisław Komorowski, ale z prawicy? Otóż nikt nie mógłby sobie tego wyobrazić - uważa Iwiński. W jego opinii, Cimoszewicz popierając marszałka Sejmu popełnił błąd. - Ja go znam, lubię, bardzo go wspierałem, ostatnio, kiedy ubiegał się o funkcję sekretarza generalnego Rady Europy. Czymś innym jest wspieranie kogoś przed drugą turą, a czym innym jest teraz. Uważam więc, że on osobiście bardzo dużo na tym straci - ocenił poseł w rozmowie. - Trudno być panną młodą na każdym weselu i nieboszczykiem na każdym pogrzebie. Włodzimierz Cimoszewicz zapomniał, że jest kwestia weryfikacji. Program Bronisława Komorowskiego nie ma nic wspólnego z lewicą - dodał Iwiński. Przypomniał, że w 1990 roku Cimoszewicz jako kandydat ówczesnej SdRP był w podobnym wieku i miał podobne poparcie jak teraz Napieralski. - Wydaje się - i to jest przykre - że Włodzimierz Cimoszewicz ma krótką pamięć, bo zapomniał o tym, kto pięć lat temu zablokował jego udaną kampanię, że to byli ludzie związani z PO i nigdy nie powiedzieli "przepraszam" - dodał Iwiński. Innego zdania jest były lider SLD, a dziś szef sejmowego koła Socjaldemokracji Polskiej, Marek Borowski. - To jest bardzo ważna deklaracja, po części trochę spodziewana. Jest to też pewien sygnał dla tych, którzy wahają się w tym względzie, a zaliczają się do elektoratu lewicowego czy centrolewicowego - podkreślił Borowski. On sam - jak przyznał - również zastanawia się nad tym, czy nie zagłosować w niedzielę na Komorowskiego. - Odnotowuję bardzo istotne, ważne deklaracje z jego strony, które wychodzą naprzeciw ludziom lewicy. Mówię tutaj na przykład o jego opiniach, deklaracjach dotyczących służby zdrowia, gdzie jasno stwierdził, że podstawą powinna być służba zdrowia bezpłatna, finansowana ze środków publicznych. Mówił też o edukacji, gdzie bardzo jasno i krótko stwierdził, że również i tu trzeba rozwijać publiczną, bezpłatną edukację na wszystkich szczeblach. Również jeśli chodzi o kwestię in vitro, to opowiedział się już w sposób bardziej zdecydowany za tą procedurą - podkreślił Borowski. - Obserwuję tu więc pewną ewolucję poglądów, czy może pewne takie przekonywanie się do roli prezydenta, który ma stać ponad partiami politycznymi i ma uwzględniać różne punkty widzenia i to jest cenne - dodał polityk SdPl. Jak powiedział, na początku kampanii najbliżej było mu do Andrzeja Olechowskiego, jednak teraz - jak podkreślił - kiedy "z jednej strony Komorowski staje się bardziej ekumeniczny", a z drugiej jeśli powstanie szansa na to, żeby już w I turze wybrać marszałka Sejmu", to wówczas być może zdecyduje się oddać swój głos właśnie na niego. Cimoszewicz, tłumacząc swoją decyzję o poparciu Komorowskiego, podkreślił, że w jego przekonaniu wybory prezydenckie nie powinny być plebiscytem partyjnym. Powiedział również, że będzie głosował na Komorowskiego m.in. dlatego, że kandydatowi PO "nieobce są zasady i idee porozumienia, poszukiwania kompromisu". Wyborcy lewicy powinni wesprzeć Komorowskiego - Jeśli wyborcy lewicy chcą na serio wspomóc tych, którzy mogą zatrzymać recydywę IV RP, to powinni wesprzeć Bronisława Komorowskiego - powiedział premier Donald Tusk odnosząc się do poparcia kandydata PO przez Włodzimierza Cimoszewicza. Cimoszewicz zadeklarował we wtorek, że w najbliższą niedzielę - w wyborach prezydenckich - odda swój głos na Komorowskiego. Jak tłumaczył, zrobi tak m.in. dlatego, że marszałkowi Sejmu "nieobce są zasady i idee porozumienia, poszukiwania kompromisu". - Ja bym nie patrzył na to jak na jakieś polityczne gry między partiami politycznymi. Włodzimierz Cimoszewicz od długiego czasu nie ukrywał dystansu do obecnego kierownictwa SLD - powiedział premier na konferencji prasowej. Tusk przyznał, że niektórzy tę decyzję byłego premiera będą interpretowali jako oddalenie się od lewicy. - Lider SLD na pewno nie odczuwa jakiejś radości, czy satysfakcji z tego tytułu - zauważył szef rządu. Przypominał jednocześnie, że PO podjęła współpracę z Cimoszewiczem już jakiś czas temu, promując jego kandydaturę na sekretarza generalnego Rady Europy. Tusk oświadczył, że rozumie Cimoszewicza, bo głos oddany na Komorowskiego jest takim "bardzo ważącym" głosem i czymś, co może przynieść konkretny efekt. Dodał, że głos na szefa SLD Grzegorza Napieralskiego jest raczej demonstracją swojej sympatii, ale nie "przyniesie tego efektu, o który wszystkim chodzi". - Podobny nastrój był niecałe trzy lata temu przy wyborach parlamentarnych w 2007 r. Wydaje się, że dzisiaj jest tak samo. To znaczy, jeśli wyborcy lewicy chcą na serio wspomóc tych, którzy mogą na serio zatrzymać recydywę tego, co nazywa się umownie IV RP, to powinni wesprzeć Bronisława Komorowskiego - powiedział szef rządu. Jego zdaniem, podejmując taką decyzję w jakimś sensie wspierają też część swoich poglądów. - Dlatego rozumiem Włodzimierza Cimoszewicza, cieszę się z tego poparcia, chociaż wiem, że każdy kandydat musi wygrać na własny rachunek - zastrzegł premier. "Poparcie Cimoszewicza dla Komorowskiego nie dziwi" Kandydat na prezydenta Andrzej Olechowski powiedział we wtorek we Wrocławiu, że nie dziwi go poparcie udzielone przez Włodzimierza Cimoszewicza kandydatowi PO. - Oburzam się jednak, gdy mówi, że wszystko powinno się rozstrzygnąć w pierwszej turze - dodał. Olechowski podkreślił, że Cimoszewicz już od dłuższego czasu deklarował, że poprze tego kandydata, który ma największe szanse powstrzymać Jarosława Kaczyńskiego, dlatego wtorkowa decyzja - o poparciu Bronisława Komorowskiego - go nie dziwi. - O wiele bardziej zaskakujące jest, że politycy tej klasy co Cimoszewicz wzywają Polaków, żeby rozstrzygnęli wybory w pierwszej turze - dodał. W opinii niezależnego kandydata wybory, które odbywają się w dwóch turach, służą debacie demokratycznej, ponieważ w pierwszej turze wyborca może wskazać program, który jest mu najbliższy, a to w istotny sposób wpływa potem na polityków, którzy w drugiej turze chcą zdobyć brakujące im głosy. - Jeśli w pierwszej turze daje się zwycięstwo jednemu z kandydatów, to wtedy pojawia się sygnał, że ufa mu się niemal bezgranicznie. Nie radziłbym ufać bezgranicznie żadnemu z dwóch głównych kandydatów i nie chciałbym, żeby Komorowski lub Kaczyński zwyciężyli w pierwszej turze, bo żaden z nich nie jest dla mnie jednoznacznie tą "jasną stroną mocy" - mówił. Olechowski przebywał we Wrocławiu, gdzie zwiedził fabrykę 3M i spotkał się z jej pracownikami. Przypomniał, że walczy o to, aby w Polsce było więcej niezależności, "bo tylko ludzie niezależni będą się skupiali na interesie państwa, a nie na interesie partii politycznych". - Politycy muszą się też skoncentrować na sprawach gospodarczych, bo następne 10 lat może być dla Polaków okresem skoku materialnego. Później nasze społeczeństwo zacznie się starzeć i ta szansa drugi raz się nie powtórzy - tłumaczył. Po wizycie we Wrocławiu, Olechowski przyjechał na Śląsk. Podczas konwencji wyborczej w Katowicach dziennikarze pytali kandydata, czy od wyniku najbliższych wyborów uzależnia swoją przyszłość w polityce. - Nie traktuję wyborów jako konkurencji sportowej. To jest jakaś weryfikacja umiejętności komunikowania się z obywatelami, ale też zawsze człowiek musi brać pod uwagę okoliczności - odpowiedział. Oświadczył, że jest głęboko przekonany o słuszności tego, co głosi w kampanii - że polskim politykom brak niezależności i że polityka koncentruje się zbytnio na celach partyjnych, zamiast problemach ludzi - przede wszystkim gospodarce. - Te idee - jeśli nie znajdą mocnego poparcia sondażowego w tych wyborach - to nie znaczy, że są niesłuszne - podkreślił Olechowski. Później, w czasie spotkania z wyborcami, dopowiedział bardziej obrazowo, że jeśli ktoś dostał odmowę kilka razy, nie znaczy, że ma pozostać "w stanie bezżennym". Mówiąc o dwóch głównych motywach swej kampanii - niezależności i dobrobycie - Olechowski zaznaczył, że partie polityczne są ważnym elementem życia społecznego. Wyraził jednak przekonanie, że od ich wpływu powinien być wolny samorząd i pałac prezydencki. Na konwencji w Katowicach Olechowskiemu towarzyszył były wicepremier, minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, Janusz Steinhoff. "Potencjał Cimoszewicza jest przeceniany" - Cimoszewicz był długo nieobecny w polityce, więc jego "siła mobilizacyjna" nie jest zbyt duża, a potencjał "przeceniany" - powiedział prof. Andrzej Rychard, komentując decyzję Włodzimierza Cimoszewicza o poparciu Bronisława Komorowskiego. Rychard powiedział, że - jego zdaniem - potencjał polityczny Cimoszewicza jest "troszeczkę przeceniany". Według Rycharda, Komorowski może - dzięki deklaracji Cimoszewicza - zyskać "parę procent" głosów. - Tutaj - jak wiemy - to nawet i trochę się liczy, ponieważ ten wyścig się staje coraz bardziej wyrównany i to jest istotne - zaznaczył politolog. Wiadomość o decyzji Cimoszewicza nie jest - zdaniem Rycharda - "rewolucyjna", choć na pewno dla kandydata SLD Grzegorza Napieralskiego nie jest to informacja dobra. - To niekoniecznie musi być tak, że to, co doda Cimoszewicz Komorowskiemu, będzie z tego, co zabierze Grzegorzowi Napieralskiemu - uważa. - Cimoszewicz może np. wpłynąć na jakąś grupę niezdecydowanych, (...) nie musi to być kompletnie zabójcze dla Napieralskiego - ocenił Rychard. Jego zdaniem, niektórzy przeciwnicy Komorowskiego mogą dyskredytować poparcie, jakiego udzielił mu Cimoszewicz, właśnie podkreślając, że jest to poparcie lewicowe. Pytany, jak decyzja Cimoszewicza może wpłynąć na sytuację szefa SLD w partii, odpowiedział, że nie musi to być "dewastujące" dla Napieralskiego, ponieważ "ludzie widzą jego wkład pracy w kampanię". - Grzegorz Napieralski zaczynał jako +samotny jeździec", jeśli tak można powiedzieć, bo już na starcie miał kąśliwe uwagi ze strony niektórych swoich (...) kolegów partyjnych. Ale Polacy lubią samotnych jeźdźców, tym bardziej jeśli oni sobie pracowicie zupełnie nieźle radzą - zaznaczył. Jego zdaniem, "Lewica jest sklejona czasowo poprzez właśnie decyzję o kandydowaniu szefa partii, czyli przez Napieralskiego". - Niezależnie od tego, jaki on wynik osiągnie, to - moim zdaniem - pozostanie problem lewicy - ocenił. Zdaniem Rycharda, współpraca Cimoszewicza z Platformą Obywatelską może się rozwijać. - Cimoszewicz to wciąż jest jednak pewne nazwisko - tłumaczył politolog. Pytany, jak PO może skorzystać na współpracy z Cimoszewiczem, odpowiedział, że ma on praktykę i jest kompetentny, jeśli chodzi o "stanowiska zagraniczno-doradcze". Kwestią otwartą - mówił Rychard - pozostaje, na ile sam Cimoszewicz będzie chciał angażować się we współpracę z Platformą. Może to na złość SLD - Nie wiem, czy to nie na złość komuś z SLD - tak pełnomocnik premiera do spraw dialogu międzynarodowego Władysław Bartoszewski skomentował poparcie przez Włodzimierza Cimoszewicza kandydata PO Bronisława Komorowskiego przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. "Nie znam się na historii wewnętrznej i duchowej SLD, ale czy ta wypowiedź nie ma służyć zupełnie czemu innemu? Nie Komorowskiemu, tylko pokazaniu pewnym ludziom z własnej partii czy środowiska, z którym się było związanym, pewnego języka. Tak rozważam" - podkreślił Bartoszewski. "Może pani już zapomniała, kto powiedział, że powinien być prezydentem: Komorowski - generał Wojciech Jaruzelski. No to przy generale Jaruzelskim, to Cimoszewicz, to mały pikuś polityczny w porównaniu historycznym, z punktu widzenia roli jakiegoś nurtu politycznego, oceny historycznej, ja nie mówię, dobrej czy złej, ale jakiejś" - dodał, odpowiadając na pytanie w sprawie Cimoszewicz. O swojej znajomości z Włodzimierzem Cimoszewiczem, Bartoszewski powiedział, że zna go "formalnie", bo w 2001 roku, po zakończeniu kadencji rządu Jerzego Buzka, przekazywał mu ministerstwo spraw zagranicznych. Kilka razy spotkali się też w teatrze czy na koncercie. Władysław Bartoszewski gościł we wtorek w Zielonej Górze, gdzie na miejscowym uniwersytecie spotkał się ze studentami. Mówił im m.in. o rozpoczynającej się w lipcu 2011 roku prezydencji Polski w Unii Europejskiej.