- Niewykluczone, że ktoś będzie musiał jej w tej sprawie powiedzieć "przepraszam" - powiedział serwisowi wiceszef klubu PO Waldy Dzikowski. "Rzeczpospolita" napisała, że zarobiła kilkaset tysięcy złotych, bo ustawa, nad którą pracowała, pozwoliła jej przejąć na własność spółdzielczy lokal. Kierownictwo klubu PO wszczęło w tej sprawie partyjne śledztwo. - Mam nadzieję, że posłanka Staroń zostanie dzisiaj wyrzucona z klubu, a być może i z partii - mówił ostro szef klubu Platformy Zbigniew Chlebowski. Dziś Platforma nie mówi już tak stanowczym głosem. - Pani Lidia Staroń twierdzi, że ma dokumenty, z których wynika, że do uwłaszczenia doszło w 2006 r. Tymczasem ustawa, nad którą pracowała, weszła w życie dopiero rok później. Jasno z tego wynika, że dzięki pisanemu przez siebie prawu Staroń nie zrobiła żadnego interesu. Przyznam, że osobiście z panią Staroń nie sympatyzuję, ale może się okazać, że jest w tej sprawie niewinna, a nawet, że jest ofiarą. Musi jednak pokazać kierownictwu klubu wszystkie dokumenty, o których mówi - powiedział serwisowi tvp.info senator Łukasz Abgarowicz. - Decyzja w sprawie Lidii Staroń ma zapaść w najbliższy wtorek. Kluczowe będą dokumenty, które ma nam pokazać. Jeśli jednak jej wersja okaże się prawdziwa, niewykluczone, że ktoś będzie musiał jej w tej sprawie powiedzieć "przepraszam" - stwierdził Waldy Dzikowski. Co na to sama Staroń? - Zostałam bardzo skrzywdzona. Oczekuję wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które są temu winne. Gazecie wytoczę sprawę sądową o naruszenie dóbr osobistych - zapowiada w rozmowie z serwisem tvp.info.