Wiceszef PiS Zbigniew Ziobro uważa, że zapowiedzi PO o zniesieniu formalnego immunitetu parlamentarnego, to tylko kolejna obietnica tej partii. Podkreślił, że już w zeszłej kadencji Sejmu PO miała okazję by udowodnić, że jest przeciwniczką immunitetu. Platforma Obywatelska chce zlikwidować immunitet formalny parlamentarzystów i zakazać zasiadania w parlamencie osobom prawomocnie skazanym za przestępstwa umyślne ścigane z oskarżenia publicznego. - Platforma jest konsekwentna w formułowaniu postulatów wyborczych, tak samo jak jest konsekwentna w nierealizowaniu ich, kiedy przychodzi czas próby i weryfikacji zobowiązań wcześniej podejmowanych - powiedział na konferencji prasowej w Sejmie b. minister sprawiedliwości. - Te hasła już padały dwa lata wcześniej i była okazja, żeby je zweryfikować - przekonywał Ziobro. Przypomniał, że w ubiegłej kadencji m.in. głosami PO, Sejm nie zgodził się na uchylenie immunitetu Waldy Dzikowskiego (PO) czy Małgorzaty Ostrowskiej z SLD. - Pan poseł Waldy Dzikowski tylko dlatego nie był pociągnięty do odpowiedzialności karnej (...) że nie pozwolili na to koledzy z Platformy Obywatelskiej, którzy zasłonili się i schowali za immunitetem parlamentarnym - powiedział Ziobro. Jak dodał, "Platforma Obywatelska ma krótką pamięć", gdyż także jej głosami uniemożliwiono pociągnięcie do odpowiedzialności Ostrowskiej, tylko dlatego, że była politykiem. Mimo, że - jak mówił Ziobro - w oparciu o ten sam materiał dowodowy zapadały wyroki w stosunku do innych osób. Według niego, PO już wówczas żywo współpracowała z lewicą, "zwłaszcza jeżeli chodzi o ochronę osób i polityków podejrzanych o korupcję". W ocenie wiceszefa PiS politycy Platformy jedno mówią, a drugie robią. Jak dodał, PO chce zasłonić brak jakichkolwiek dokonań ostatnich 100 dni rządów PO-PSL i "niebywałą wręcz bezradność" w przygotowywaniu ustaw. W ocenie Ziobry, podobnie jedynie "powtórzoną kiełbasą wyborczą" jest zapowiedź Platformy, że partie polityczne nie będą otrzymywać pieniędzy z budżetu państwa. Likwidację finansowania ugrupowań politycznych z budżetu państwa zakłada przygotowany przez PO projekt zmian w przepisach, który również w piątek przedstawiła Platforma. Według propozycji PO, partie nie otrzymywałyby dotacji, ani subwencji budżetowych, natomiast każdy podatnik mógłby przekazać co roku wybranej partii 1 proc. podatku - podobnie jak w przypadku organizacji pożytku publicznego. Ziobro oświadczył, że liderzy PO na czele z Donaldem Tuskiem i Grzegorzem Schetyną zarzekali się przed wyborami, że nigdy nie skorzystają z pieniędzy budżetowych dla partii politycznych, ale czynili to konsekwentnie jedynie do momentu wyborów. - Można powiedzieć symbolicznie niemal dzień po wyborach gwałtownie zdanie zmienili - podkreślił Ziobro. Dodał, że z wszystkich partii politycznych PO "wyciągnęła rękę" po największe pieniądze z budżetu państwa. Obecnie podstawowym źródłem finansowania partii są subwencje budżetowe, przysługujące tym ugrupowaniom, które w wyborach parlamentarnych zdobyły co najmniej 3 proc. głosów (w przypadku koalicji - 6 proc.). Wysokość subwencji jest obliczana proporcjonalnie do wyniku wyborczego. Według informacji Państwowej Komisji Wyborczej, po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych co roku (w czasie trwania kadencji Sejmu) PO będzie otrzymywać prawie 38 mln zł; PiS - 35,5 mln zł, koalicja LiD - ponad 19,5 mln, a PSL - ponad 14 mln zł. Ziobro ocenił, że PO powraca do "kiełbasy wyborczej", by "zasłonić blamaż rządu i niepowodzenia reform". Według Ziobry, w podobnej konwencji należy rozpatrywać także propozycję PO wprowadzenia podatku liniowego. W piątek rano w radiu RMF FM premier Donald Tusk powiedział, że wprowadzenie podatku liniowego jest prawdopodobne w 2010 roku, w najgorszym przypadku stanie się to rok później. - Dziwnie się składa, że wprowadzenie tego podatku jest przełożone o kolejne pięć lat. Podejrzewam, że w 2010 roku, kiedy ten podatek jakoby ma wejść w życie, PO ogłosi, że będzie go wprowadzać w 2020 roku - mówił Ziobro.