Szef MSWiA Jerzy Miller, który kieruje polską komisją badającą przyczyny katastrofy z 10 kwietnia, poinformował, że prace nad raportem końcowym komisji mogą przedłużyć się nawet o sześć tygodni. Powodem opóźnienia jest usterka w Tu-154M, na którym miał być przeprowadzony eksperyment. "To jest gra na czas" Komisja planowała wykonać lot próbny, który miałby wykazać m.in., czy 10 kwietnia załoga Tu-154M 101 miała wystarczająco dużo czasu na przerwanie procedury zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu (odejście na drugi krąg bądź na lotnisko zapasowe). Usterka polega na tym, że zmienił się kolor wyświetlacza jednego z urządzeń, choć wskazania tego urządzenia są poprawne. - To jest gra na czas, a wyświetlacz jest pretekstem. Pytanie tylko, po co ten czas Donaldowi Tuskowi i polskiemu rządowi - powiedział dziennikarzom rzecznik PiS Adam Hofman. - Powód, że zepsuty wyświetlacz w samolocie opóźnia o półtora miesiąca publikowanie naszych uwag jest dla mnie mało poważny - zaznaczył. - Jeżeli są jakieś inne utrudnienia, jeżeli minister Miller w Rosji napotkał na jakieś inne utrudnienia, to Wysoka Izba jest dobrym miejscem, aby o tym poinformować, nawet jeśli będzie trzeba na zamkniętym posiedzeniu. Posłowie to nie dzieci, nie należy im takich informacji przekazywać, że przez zepsuty wyświetlać będziemy jeszcze czekać do kwietnia - podkreślił Hofman. Wyraził nadzieję, że rządowi nie jest potrzebny czas po to, "żeby polskie uwagi zbiegły się z 10 kwietnia i rocznicą tragedii smoleńskiej", która powinna zostać godnie uczczona. Premier "w trudnej politycznej sytuacji" Antoni Macierewicz (PiS), który kieruje parlamentarnym zespołem badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej, pytany o przesunięcie terminu publikacji raportu, ocenił, że "nie mamy do czynienia z kwestią raportu polskiego, lecz politycznym stanowiskiem" Millera, które - w jego opinii - "dąży do zakwestionowania ustaleń ekspertów". - Dobrze, że wstrzymano się z próbą zmiany, próbą presji, próbą zakwestionowania czegoś, co jest stanowiskiem RP. To przejaw realizmu, ale też trudnej politycznej sytuacji, w jakiej znalazł się premier Donald Tusk - uważa Macierewicz. - Jest różnica między podejściem polityków do tej sprawy i pan Miller reprezentuje polityczne podejście. Jest podejście techników, ekspertów, ludzi, których wiedza techniczna i merytoryczna nie podlega wątpliwości i jest sytuacja polityczna polegająca na tym, że stanowisko MAK jest stanowiskiem państwa rosyjskiego, a premier Tusk chciałby bardzo dostosować swoje stanowisko do stanowiska państwa rosyjskiego - powiedział Macierewicz. Platforma skutecznie odwraca uwagę? Marek Wikiński (SLD) nie wierzy, że jedynie usterka tupolewa jest powodem opóźnienia publikacji raportu. - Gdybym nie doceniał zdolności propagandowych PO, na wiarę przyjąłbym, że to jest rzeczywiście usterka techniczna. Mam jednak świadomość, że PO jest zainteresowana tym, aby odwrócić uwagę opinii publicznej od drożejącej żywności, podwyżki VAT na ubranka i obuwie dziecięce, od szacunków Ministerstwa Finansów dot. ubiegłorocznego deficytu sektora finansów publicznych, od OFE i dyskusji na temat przyszłości polskich emerytów - mówił poseł. - PO wie, że PiS przygotowuje się do obchodów pierwszej rocznicy tragedii smoleńskiej, to taka kumulacja: pierwsza rocznica i publikacja raportu komisji Millera spowoduje zogniskowanie zainteresowania i mediów, i opinii publicznej w tym jednym temacie - uważa wiceszef klubu Sojuszu. "Naszym celem jest dojście do prawdy" Paweł Olszewski(PO) podkreślił, że komisja Millera pracuje "niezwykle intensywnie" i że lot drugim tupolewem jest "niezwykle istotnym" elementem dochodzenia do prawdy o przyczynach katastrofy smoleńskiej. - Naszym podstawowym celem jest dojście do prawdy, a polski raport ma w 100 proc. pokazywać to, co się zdarzyło, wszystkie okoliczności tej tragedii. Oczywiście są sytuacje nadzwyczajne, jak choćby usterka w samolocie, która uniemożliwia przeprowadzenie eksperymentu niezwykle istotnego z punktu widzenia dojścia do prawdy. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby nie było tej usterki, ale to złośliwość rzeczy martwych - powiedział Olszewski. Ewa Kierzkowska (PSL) powiedziała, że przyjmuje do wiadomości wyjaśnienia ministra Millera. - To roztropnie, że jeżeli jest jakaś usterka samolotu, na którym miał być dokonywany jakiś eksperymentalny lot, nie należy jej lekceważyć, bo bagatelizowanie takich sygnałów może mieć tragiczne skutki, o czym się przekonaliśmy już wielokrotnie - zaznaczyła. - Dlatego jeżeli są takie sygnały, to należy je traktować poważnie - dodała. - Samo opóźnienie przedłożenia raportu do wiadomości polityków, a przede wszystkim społeczeństwa tak naprawdę nie ma większego znaczenia, bo najważniejsze jest, aby był on rzetelny i pełny - zaznaczyła wicemarszałek. Jakubiak: Raport ma być wiarygodny Elżbieta Jakubiak (PJN) powiedziała dziennikarzom w Sejmie, że może czekać na raport komisji Millera "jeszcze wiele miesięcy". - Ale chcę, żeby raport był całościowy, wiarygodny i pełen faktów - podkreśliła. W jej ocenie, najważniejszym elementem, który powinien znaleźć się w raporcie komisji Millera, są wyniki badań wraku Tu-154M. - Z tego, co wiemy, polska strona nie ma dostępu do wraku samolotu i wydaje mi się, że to jest najważniejsza rzecz. Polskie państwo nie może sobie pozwolić na opublikowanie raportu bez dostępu do wraku tupolewa - powiedziała. Według niej, "musimy zachowywać się jak porządne państwo, a porządne państwo nie może sobie pozwolić na zakończenie prac komisji bez badania dowodów, bo byłby to raport, który dałoby się zaskarżyć, zakwestionować". - Byłoby to pośmiewiskiem dla całej opinii międzynarodowej, że my jako państwo wyprodukowaliśmy raport bez dostępu do dowodów - bez samolotu i bez czarnych skrzynek - podkreśliła.