O karze wymierzonej posłom Jarosowi i Wojnarowskiemu poinformowała posłanka Halina Rozpondek, która jest członkiem partyjnego sądu Platformy. Jak podkreśliła, wtorkowa decyzja sądu nie jest prawomocna, bo zainteresowani mogą się od niej odwołać; ewentualne odwołanie rozpatrzy również sąd partyjny, tylko w innym składzie. Rozpondek poinformowała jednocześnie, że po uprawomocnieniu się kary obaj posłowie zostaną "odwieszeni" w prawach członka partii. Rozpondek podkreśliła, że zarówno Jaros, jak i Wojnarowski zachowali się nieetycznie, ale - jak zaznaczyła - po wysłuchaniu obu posłów i zapoznaniu się z nagraniami z prowadzonych przez nich rozmów partyjny sąd nie dopatrzył się "przekupstwa politycznego". - Jednak posłowie są funkcjonariuszami publicznymi, powinni zachowywać ostrożność i postępować etycznie - stąd kara nagany - zaznaczyła. Rozpondek poinformowała też, że sąd orzekając w tej samej sprawie ukarał karą nagany trzech radnych z Legnicy, Polkowic i Lubina: Tomasza Borkowskiego, Pawła Frosta i Edwarda Klimkę. Analogicznie także oni - po uprawomocnieniu się decyzji sądu - zostaną "odwieszeni" w prawach członka partii. Pod koniec października wiceszef PO Grzegorz Schetyna stracił stanowisko szefa PO na Dolnym Śląsku przegrywając w głosowaniu podczas zjazdu z europosłem Jackiem Protasiewiczem. Głosowano dwukrotnie, w pierwszym głosowaniu nikt nie uzyskał wymaganej większości, a w drugim Protasiewicz pokonał Schetynę 11 głosami. W kolejnych dniach "Newsweek" upublicznił nagranie, z którego wynika, że poseł Wojnarowski obiecywał jednemu z delegatów, Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza. Wojnarowski zaprzeczał jednak, jakoby proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Jacka Protasiewicza. Jak twierdził, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu". W kolejnym nagraniu poseł Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, był Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny. Jaros zapewniał jednak, że nie próbował "nikogo kupować" i przekonywał, że przedstawione fragmenty nagrania "nie oddają w pełni przebiegu i kontekstu spotkania". Niedługo po upublicznieniu nagrań zarząd krajowy PO zawiesił w prawach członka partii zarówno osoby, które nagrały ujawnione przez "Newsweek" rozmowy, jak i te, które zostały nagrane. Zawieszeni zostali wszyscy ukarani we wtorek naganą. Premier Donald Tusk zapowiadał wówczas, że jeśli zarzuty wobec polityków "zaangażowanych w kwestię" dolnośląskich taśm się potwierdzą, poniosą oni konsekwencje. Nikt, kto uprawia praktyki sprzeczne z poczuciem przyzwoitości, nie znajdzie się na listach PO - oświadczył Tusk. Na początku grudnia ub.r. Prokuratura Okręgowa w Legnicy odmówiła wszczęcia śledztwa ws. ewentualnej korupcji politycznej w związku z wyborami szefa dolnośląskiej Platformy. Rzeczniczka prokuratury mówiła wówczas, że legniccy śledczy nie dopatrzyli się w tej sprawie znamion przestępstwa.