"Nakazano nam wyjść. Dano nam trzy minuty, wynegocjowaliśmy dziesięć i wyszliśmy. W środę rano wszyscy mamy się stawić na komendzie policji przy Wilczej" - powiedziała jedna z protestujących, Beata Hammerszmidt. W tym czasie z kupcami w ratuszu była posłanka PiS Małgorzata Gosiewska. "Nikt z kupcami nie chciał rozmawiać, nikt do nich nie przyszedł. Czy to są władze Warszawy, czy to są władze naszego miasta? Czy to jest policja, która powinna strzec obywateli przed nieprawością?" - pytała. Stołeczny ratusz podkreśla, że nie jest stroną w konflikcie między kupcami a spółką Warszawskie Przejścia Podziemne (WPP). Biuro prasowe ratusza poinformowało, że wszyscy byli najemcy pawilonów w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym - dobrowolnie wyszli z budynku. Rzecznik komendanta stołecznego policji asp. Mariusz Mrozek powiedział, że przybyli do ratusza policjanci zastali tam ok. 15-16 protestujących, w tym jedną osobę z immunitetem poselskim. Funkcjonariusze wezwali protestujących do opuszczenia budynku i wszyscy zastosowali się do tego wezwania. "Nie doszło do żadnych incydentów. Policjanci nie musieli używać żadnych środków przymusu" - podkreślił Mrozek. Konflikt między częścią kupców a spółką WPP dotyczący wynajmu lokali mieszczących się w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym rozpoczął się w połowie ubiegłego roku, kiedy wygasła trwająca 20 lat umowa dotycząca dzierżawy terenu. Do administrowania terenem zgłosiła się wówczas jedynie spółka WPP i Zarząd Dróg Miejskich decyzją administracyjną przyznał jej prawo do zarządzania obszarem. Według kupców latem ubiegłego roku WPP podniosły stawki za czynsz nawet o 400 proc. Spółka podkreślała, że nowe warunki dzierżawy przedstawione przez ZDM wiązały się z koniecznością bardzo wysokich nakładów finansowych, stąd konieczność podwyżki czynszu. Część kupców zorganizowała protesty; niektórzy podpisali umowę z WPP. W poniedziałek kilkanaście osób ze stowarzyszenia kupców rozpoczęło protest w gabinecie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Kupcy chcą wymóc odwołanie decyzji ZDM o przyznaniu firmie WPP prawa do zarządzania ternem przy Dworcu Centralnym. "Jesteśmy tutaj dlatego, że nie chcemy pośrednika, chcemy płacić (czynsz za wynajem lokali - PAP) miastu; chcemy rozmowy z miastem. Żądamy unieważnienia decyzji administracyjnej i ukarania pracowników, którzy podjęli błędne decyzje" - mówiła wcześniej PAP Hammerszmidt. Stołeczny ratusz proponował kupcom spotkanie we wtorek w siedzibie ZDM; miał wziąć w nim udział wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz oraz dyrektor ZDM Grażyna Lendzion. Do spotkania jednak nie doszło, bo warunkiem ich podjęcia było przerwanie protestu. "Nie jesteśmy stroną w tej sprawie, ale chcieliśmy zaangażować się w mediację między stronami, czyli kupcami a spółką WPP" - tłumaczył rzecznik stołecznego ratusza Bartosz Milczarczyk. Protestujących odwiedzili we wtorek m.in. warszawscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości: Małgorzata Gosiewska, Adam Kwiatkowski, Artur Górski i Przemysław Wipler. Posłowie zwrócili się do władz Warszawy o organizację okrągłego stołu dla warszawskiej drobnej przedsiębiorczości. Umowa dzierżawy terenu w podziemiach Dworca Centralnego wygasła 15 czerwca ubiegłego roku. Latem ZDM - odpowiadające za teren, bo podziemia formalnie uznane są za część pasa drogi - decyzją administracyjną wydzierżawiło miejsce spółce WPP. Według WPP nowe warunki dzierżawy przedstawione przez ZDM wiążą się z koniecznością bardzo wysokich nakładów. Jednym z nich jest opłata za tzw. zajęcie pasa drogowego w wysokości 7,25 mln zł z góry za okres trzech lat. Jak zaznaczono, spółka WPP została również zobowiązana do ponoszenia wszelkich kosztów związanych z funkcjonowaniem przejść podziemnych, m.in. utrzymywaniem czystości, całodobowym oświetleniem, a także bieżącą konserwacją obiektu o łącznej powierzchni 8377 metrów kwadratowych.