W środę również na temat prac w Sejmie nad ustawami dotyczącymi in vitro premier Ewa Kopacz rozmawiała z konserwatywną częścią posłów PO.Minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki zadeklarował po posiedzeniu zarządu, że Platforma chce pracować nie tylko nad projektem rządowym, ale też niektórymi propozycjami poselskimi. - Projekty skrajne, najbardziej radykalne należy odrzucić - zaznaczył Halicki. Według niego, "skrajne" propozycje to projekt PiS zakazujący tworzenia embrionów ludzkich poza organizmem kobiety, a także projekt SLD ustawy o świadomym rodzicielstwie, który poza kwestiami zapłodnienia pozaustrojowego przewiduje także refundację środków antykoncepcyjnych i legalizację aborcji na życzenie kobiety do 12. tygodnia ciąży. Wiodącym projektem w Sejmie miałby być projekt rządowy. Wcześniej w środę premier Kopacz spotkała się ze swymi konserwatywnymi kolegami partyjnymi. Uczestnicy spotkania, z którymi rozmawiała, deklarowali wolę prac w Sejmie nad rozwiązaniami ustawowymi dotyczącymi in vitro. - Uważam, że należy pracować na projektem rządowym, ponieważ on wprowadza pewne ograniczenia. Rozwiązania dotyczące ochrony zarodków są bardzo korzystne, zwłaszcza przy obecnym, zupełnym braku tej ochrony w polskim prawie. Korzystne są także ograniczenia związane z handlem czy eksperymentami na zarodkach - powiedział Jacek Tomczak. Przyznał jednak, że są w rządowym projekcie rozwiązania, które budzą jego wątpliwości. Chodzi m.in. o tworzenie nadliczbowych zarodków. Za dalszymi pracami nad rządowym projektem opowiada się też Elżbieta Achinger. - Rządowy projekt to jest jakiś punkt wyjścia do dyskusji, ale na pewno jakieś poprawki będziemy chcieli jeszcze do niego złożyć. Jest tam kilka rzeczy związanych np. z przebiegiem samej procedury in vitro - powiedziała posłanka PO. Przyznała jednocześnie, że pozytywne jest doświadczenie dwóch lat funkcjonowania rządowego programu refundacji zapłodnienia in vitro. Ostateczne stanowisko PO w tej sprawie projektów dotyczących in vitro ma zostać wypracowane na czwartkowym posiedzeniu klubu Platformy. Pierwsze czytanie pięciu projektów dotyczących zapłodnienia in vitro odbędzie się w czwartek po południu. Przygotowany przez resort zdrowia projekt ustawy o leczeniu niepłodności zakłada, że z procedury in vitro będą mogły korzystać małżeństwa oraz osoby we wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym oświadczeniem. Zabronione ma być tworzenie zarodków w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie. W procedurze tej zapłodnionych mogłoby być nie więcej niż sześć komórek jajowych. Więcej zarodków można byłoby tworzyć, gdy kobieta ukończy 35 lat lub gdy będą ku temu wskazania - współistniejąca z niepłodnością inna choroba lub wcześniejsze dwukrotne nieskuteczne leczenie metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Zgodnie z rządową propozycją zarodek będzie można przekazać na rzecz anonimowej biorczyni. Do takiego dawstwa mają być przekazywane też zarodki, których oboje dawcy zmarli, także zarodki przekazane do banku komórek rozrodczych i zarodków w celu ich przechowywania, jeśli od tego dnia minie 20 lat. W porządku obrad są też liberalne projekty SLD: nowelizacji ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów oraz ustawy o świadomym rodzicielstwie oraz projekt Twojego Ruchu nowelizacji ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów, a także propozycję PiS. Zarząd PO omówił też plany na dalszą część kampanii ubiegającego się o reelekcję prezydenta Bronisława Komorowskiego. Sztab zamierza m.in. prowadzić akcje "door to door" oraz uruchomić "mobilne biura" wyborcze. - Przed nami ten ostatni etap, ostatnia prosta. Rozmawialiśmy o tym, jak się zmobilizować, jak wesprzeć naszego kandydata, aby uzyskał jak najlepszy wynik - powiedział dziennikarzom po posiedzeniu zarządu lider kujawsko-pomorskiej PO Tomasz Lenz. Polityk przyznał jednocześnie, że możliwa jest druga tura wyborów. - Proszę wziąć pod uwagę, że tych kandydatów jest kilkunastu, w związku z tym każdy z nich zdobędzie jakieś śladowe poparcie, a są kandydaci, którzy mogą liczyć na kilka procent. To może spowodować, że prezydent Bronisław Komorowski nie jest w stanie uzyskać tych pięćdziesięciu jeden procent, dlatego że tych kandydatów jest zbyt wielu - mówił Lenz. Liczy jednak, że dzięki pracy w dalszej części kampanii drugiej tury może nie być.