Łódzcy śledczy oficjalnie nie wypowiadają się w tej sprawie, ale przyznają, że w śledztwie badana jest m.in. kwestia podstaw i granic ewentualnej odpowiedzialności karnej Leppera. Przed wyborami premier Jarosław Kaczyński przyznał w jednym z programów telewizyjnych, że jest już "właściwie gotowy" wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego lidera Samoobrony Andrzeja Leppera za przestępstwo związane z seksaferą. Prokuratura nie komentowała tych informacji. Jeżeli taki wniosek był jednak gotowy, to teraz jest już bezzasadny, bowiem lider Samoobrony nie dostał się ponownie do parlamentu. Immunitety posłów, którzy nie dostali się ponownie do Sejmu wygasają o północy przed pierwszym posiedzenia Sejmu VI kadencji, które zaplanowano na 5 listopada. Łódzka prokuratura okręgowa, która prowadzi śledztwo w tzw. seksaferze nadal nie udziela informacji, czy zamierza postawić zarzuty Lepperowi. Jej rzecznik Krzysztof Kopania powiedział, że weryfikowane są wszelkie informacje wskazujące na podejrzenie popełnienia przestępstwa. Przyznał jednocześnie, że w "postępowaniu badana jest m.in. kwestia podstaw i granic ewentualnej odpowiedzialności karnej pana Andrzeja Leppera". - Na obecnym etapie prokuratura nie przekazuje bliższych informacji w zakresie ustaleń ani też zamierzeń z nimi związanych- zaznaczył Kopania. W połowie października serwis gazeta.pl podał, iż dotarł do informacji ze śledztwa, według których, łódzcy prokuratorzy chcą postawić szefowi Samoobrony dwa zarzuty: Lepper miał, w związku z pełnieniem funkcji publicznej posła, wspólnie i w porozumieniu ze Stanisławem Łyżwińskim, stosując przemoc w celu zmuszenia do określonego zachowania, czerpać korzyści osobiste w postaci usług seksualnych od Anety Krawczyk. Kolejny zarzut ma dotyczyć tego, ze Lepper (w czerwcu 2002 r.) usiłował doprowadzić do obcowania płciowego szefową młodzieżówki Samoobrony w Lublinie w zamian za obietnice korzyści zawodowej, jednak celu nie osiągnął ze względu na odmowę poszkodowanej. Grozić ma za to do 10 lat więzienia. Lepper nazwał wówczas te informacje obrzydliwymi kłamstwami. Zapewnił jednocześnie, że jest "całkowicie" niewinny, a zarzuty w stosunku do niego są "polityczne". Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. Krawczyk twierdziła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera. Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Przesłuchano w nim ponad 220 osób. Dotąd zarzuty w nim przedstawiono czterem osobom: b. asystentowi Łyżwińskiego, radnemu Samoobrony Jackowi P. (jego proces toczy się już przed piotrkowskim sądem), b. działaczowi Samoobrony z Myślenic Franciszkowi I., b. działaczowi tej partii z Tomaszowa Maz. Pawłowi G. oraz Łyżwińskiemu, który trafił do aresztu. Na tym ostatnim ciąży w sumie siedem zarzutów, w tym: gwałtu, przyjmowania i żądania korzyści osobistych o charakterze seksualnym, wykorzystania lub usiłowania wykorzystania seksualnego czterech kobiet, nakłaniania Krawczyk do przerwania ciąży oraz podżegania do porwania biznesmena. Grozi mu do 10 lat więzienia.