Klub PO po raz trzeci zwrócił się do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, by ujawnił zapis monitoringu ze wszystkich kamer, które rejestrują obraz na sali plenarnej. W ubiegły czwartek Sejm wybrał nowego sędziego TK, zgłoszonego przez PiS prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego. W głosowaniu tym b. posłanka Kukiz'15 Małgorzata Zwiercan głosowała również w imieniu Kornela Morawieckiego. W poniedziałek prokuratura Okręgowa w Warszawie rozpoczęła w tej sprawie postępowanie sprawdzające. Nieczytelny materiał Andrzej Halicki, wiceszef klubu PO przypomniał na poniedziałkowej konferencji prasowej, że już po czwartkowym głosowaniu Platforma zwróciła się do Kuchcińskiego o zabezpieczenie i udostępnienie nagrań z monitoringu na sali obrad po to, by sprawdzić, czy przypadków głosowania "na dwie ręce" nie było więcej. "Otrzymaliśmy materiał nieczytelny; zwróciliśmy się ponownie - otrzymaliśmy materiał z jednej kamery. W związku z tym dzisiaj po raz enty już przewodniczący klubu PO, pan Sławomir Neumann, poprosił o przekazanie materiału ze wszystkich kamer" - powiedział Halicki. Według niego, obraz na sali plenarnej Sejmu rejestruje pięć kamer. Halicki zaprezentował na konferencji zdjęcie z czwartkowego głosowania nad wyborem sędziego TK. Widać na nim część sali obrad, którą zajmuje klub PiS. Niektóre miejsca poselskie są puste. Fotografia nie obejmuje ław, w których zasiadają członkowie rządu. Skąd głosowało kilkunastu posłów PiS "Bardzo poważne są pytania co do większej liczby przypadków, które mogły mieć miejsce w czwartek" - powiedział wiceszef klubu PO. Podkreślił, że głosowanie przy pomocy karty jest głosowaniem imiennym. "Wiemy też gdzie kto siedzi, wiemy również, że liczba czytników jest ograniczona na sali, więc skoro przynajmniej na tym jednym zdjęciu widać co najmniej 19 posłów PiS nieobecnych na swoich miejscach, to pytamy bardzo poważnie: gdzie w takim razie głosowali, na jakim miejscu, z jakich czytników głosowali? Czy te kilkanaście osób rzeczywiście ma potwierdzony udział w głosowaniu w czwartek?" - pytał Halicki. Dodał, że kilka z tych osób "bez wątpienia" brało udział w głosowaniu. "Ale czy wszyscy? Nawet jeden przypadek zbagatelizowany to rzecz niedopuszczalna w pracy parlamentu. I ta kwestia musi być rzetelnie wyjaśniona przez pana marszałka po to, żeby nie było wątpliwości, że ktoś bagatelizuje fałszerstwo" - ocenił. Dopytywany przez dziennikarzy, polityk przyznał, że niektórzy posłowie PiS, których miejsca podczas głosowania były puste, mogli w tym czasie siedzieć w ławach rządowych. Z podanych przez Sejm danych wynika, że podczas czwartkowego wyboru sędziego TK głosowało 224 posłów PiS (wszyscy za wyborem Jędrzejewskiego). W głosowaniu nie wzięło udziału 10 posłów PiS: Andrzej Adamczyk, Dorota Arciszewska-Mielewczyk, Jan Krzysztof Ardanowski, Joachim Brudziński, Przemysław Czarnecki, Mariusz Orion Jędrysek, Wojciech Murdzek, Piotr Pyzik, Jacek Świat i Krzysztof Zaremba. Wybór sędziego TK Sejm wybiera sędziego TK bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów (230). Opozycyjne kluby umówiły się, by nie brać udziału w czwartkowym głosowaniu nad wyborem sędziego TK - chciały doprowadzić do braku kworum. W głosowaniu wzięło udział jednak kilkoro posłów klubu Kukiz'15, w tym posłanka Zwiercan, która zagłosowała za siebie i za Morawieckiego. Poseł Marcin Kierwiński zarzucił marszałkowi Kuchcińskiemu, że "uciekł" po czwartkowym głosowaniu z Sejmu. "Oczekujemy, że marszałek Kuchciński zabierz głos w tej sprawie. To czterodniowe milczenie marszałka Kuchcińskiego, uciekanie od jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie jest naprawdę czymś niezwykłym" - stwierdził Kierwiński. Ogółem w głosowaniu ws. sędziego TK brało udział 233 posłów, za wyborem Jędrzejewskiego opowiedziało się 227. Większość bezwzględna wynosiła 117. Nie głosowało 227 posłów. W pierwszym momencie opozycja przyjęła wynik brawami, sądząc, że sędzia nie został wybrany. Następnie marszałek Sejmu poinformował jednak, że wybór został dokonany. Nawiązując do poniedziałkowej decyzji prokuratury o wszczęciu postępowania sprawdzającego dotyczącego głosowania "na dwie ręce", Halicki zwrócił uwagę, że nastąpiła po trzech dniach od złożenia przez PO zawiadomienia w tej sprawie. "Trzy dni presji potrzebne było po to, żeby oczywiste naruszenie prawa spowodowało reakcję prokuratury. Trzy dni i złożony przez nas wniosek musiał być podstawą do tego, żeby prokuratura zareagowała, chociaż w innych przypadkach, np. w kwestii TK prokurator generalny potrafił wydać opinię, wysłać list zanim jeszcze zdarzenie miało miejsce" - powiedział wiceszef klubu PO.