Jak pisze dzisiejsze "Metro", z Warszawy do Trójmiasta najłatwiej i najszybciej można dojechać pociągiem ekspresowym albo intercity. Pospieszny w ciągu dnia jest tylko jeden. Ma jednak zdecydowaną przewagę - bilet jest o ponad 30 zł tańszy. Podobnie na trasie do Krakowa. Z kilkunastu połączeń zaledwie dwa to tanie "pośpiechy". Korzystają z nich uczniowie, studenci i wszyscy, którzy wolą jechać minimalnie dłużej, ale taniej. Za kilka miesięcy po pociągach pospiesznych może pozostać wspomnienie. Ich przejęciem zainteresowana jest spółka PKP Intercity. "Prowadzone są takie prace" - przyznaje lakonicznie Ewa Zagórska, rzecznik grupy PKP SA. Projekt miałby wejść w życie pod koniec roku. Choć kolejarze nie potrafią wyjaśnić, czemu zmiany mają służyć, nieoficjalnie mówi się o podreperowaniu nie najlepszej sytuacji spółki InterCity, która generuje straty. Pociągi pospieszne, ponieważ popularne, są dochodowe, a po przekształceniu ich w ekspresy mogą zacząć przynosić jeszcze większy zysk. Według Anny Rosiak, rzecznik spółki Intercity, firma zainteresowana jest wstępnie przejęciem około stu najbardziej dochodowych połączeń. "Obsługiwalibyśmy pociągi kursujące w skali całego kraju, zaś spółka Przewozy Regionalne tylko te jeżdżące między dwoma województwami" - wyjaśnia Rosiak. Piotr Rachwalski z Instytut Rozwoju i Promocji Kolei jest pewien, że po zmianach najbardziej atrakcyjne i tanie "pośpiechy" znikną z rozkładu jazdy. "Spółka Intercity poprawiłaby w ten sposób swoje wyniki finansowe, bo pociągi pospieszne to za duża konkurencja. Pasażerowie przecież i tak będą jeździli, tyle że drożej" - wyjaśnia Rachwalski. Niezrozumiałe jest jednak to, że rozbija się produkt, który spółce Przewozy Regionalne przynosi zysk. Wygląda na to, że największym zagrożeniem dla kolei jest właśnie sama PKP. Przedstawiciele spółki Przewozy Regionalne nie chcieli komentować zmian. W pierwszym kwartale tego roku firma miała na koncie ponad 270 mln zł straty. Jeśli zabrane zostaną jej najbardziej lukratywne połączenia pospieszne, straty będą kilkakrotnie większe, a spółka, o ile w ogóle będzie w stanie funkcjonować, to tylko dzięki dotacjom samorządów. Zmiany dla pasażerów oznaczają szybszą podróż, choć nadal tymi samymi starymi wagonami, ale przede wszystkim drakońskie podwyżki cen biletów - w skrajnych przypadkach prawie o 100 proc.!