Wiceszefowa klubu PJN Elżbieta Jakubiak zapowiedziała na poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie, że jej klub rozpocznie zbieranie podpisów posłów pod wnioskiem o odwołanie ministra Arabskiego. Zaznaczyła, że klub PJN wyśle także list do premiera o wyciągnięcie konsekwencji wobec prezesa PAP. - PAP ma być tak samo wiarygodna jak wszystkie światowe agencje. Jeżeli szef tej agencji prasowej daje się nacisnąć przez konstytucyjnego ministra, to przestaje wypełniać obowiązki instytucji publicznej, która ma być niezależna w informowaniu. Ma być odpowiednio krytyczna wobec sceny politycznej, ponieważ wypełnia rolę czwartej władzy - mówiła Jakubiak. - Nie jest dla nas do przyjęcia sytuacja, w której konstytucyjny członek rządu naciska bezpardonowo, doprowadzając do sytuacji, w której dziennikarz jest ograniczony w wykonywaniu swojego zawodu - powiedziała posłanka PJN. W jej ocenie, minister Arabski nie miał prawa do takiego działania. - Po drugie, nawet jeśli popełniłby niezręczność (...), to był moment, kiedy z tej sytuacji mógł się wycofać, wygłaszając oświadczenie, przeprosiny, odpowiadając na to pytanie. Tego minister Arabski nie zrobił - podkreśliła Jakubiak. Jak dodała, nie zrobił tego także premier Tusk, "uważając, że naciskanie na dziennikarza jest dobrym prawem rządu". - Władza mediów polega na tym, że mają prawo zadawać pytania wtedy, kiedy chcą i komu chcą, a obowiązkiem rządu jest udzielanie odpowiedzi - mówiła posłanka PJN. Europoseł PJN Marek Migalski przywołał wypowiedzi premiera Tuska dotyczące zwrotu mienia żydowskiego. Jak przypomniał eurodeputowany, w marcu 2008 roku w USA szef rządu "obiecywał rozwiązanie jeszcze w tym roku problemu restytucji prywatnego mienia żydowskiego w Polsce", a w kwietniu 2008 roku w Izraelu zapewniał, że "sprawa ta zostanie sfinalizowana w ciągu paru miesięcy". - Najbardziej bulwersujące w tej sprawie nie jest to, że rząd Donalda Tuska nie spełni kolejnej obietnicy, ale to co się stało - podkreślił Migalski. W jego ocenie, "pełnym prawem dziennikarzy jest zadawanie pytań dotyczących wywiązywania się rządu z obietnic składanych publicznie na forum międzynarodowym i krajowym". - To co miało miejsce jest kolejnym przykładem na to, że w Polsce prowadzona jest bardzo świadoma polityka ograniczania mediów, zwłaszcza w krytyce rządu - uważa europoseł. Arabski mówił mediom, że "sytuacja jest niezręczna i jest mu bardzo przykro, że tak się stało". - Nie było moją intencją w jakikolwiek sposób prowadzić nacisków ani nie oczekuję, że jakiekolwiek media będą słuchały tego, co proponuję - dodał. - Rzecz dotyczyła bardzo prostej sprawy. W Izraelu izraelskie media na konferencji prasowej nie miały zamiaru podnosić kwestii reprywatyzacji, restytucji mienia powojennego. Moja sugestia była, aby i polskie media, PAP też tego nie czyniła - tłumaczył szef Kancelarii Premiera. Według niego, "miejsce na rozpoczęcie takiej dyskusji jest w Polsce". - Przykro mi, że tak byłem zrozumiany. Nie była to forma nacisku z oczywistego względu. Wiele lat byłem dziennikarzem i wiem, że takie naciski są nieskuteczne. Więc jeśli tak to wyglądało, tak zostało zinterpretowane, jest mi przykro i najzwyczajniej w świecie ubolewam nad tym - mówił Arabski. Zaś premier Donald Tusk w rozmowie z "Wiadomościami" powiedział: "Nigdy nie naciskamy na żadnych dziennikarzy. To może była niezręczność, ale możecie się przy mnie zawsze czuć naprawdę bardzo bezpiecznie i pytać o co chcecie". Prezes PAP napisał z kolei w oświadczeniu wydanym w niedzielę, że w czasie wizyty szefa rządu w Izraelu rozmawiał telefonicznie z ministrem Arabskim. - Rozmowa dotyczyła m.in. problemów reprywatyzacji w kontekście odszkodowań za mienie pożydowskie. Po tej rozmowie i konsultacjach w agencji poprosiłem korespondenta PAP o niepodejmowanie tego tematu podczas konferencji prasowej w Izraelu, wychodząc z przekonania, że właściwym miejscem do rozpoczęcia dyskusji na ten temat jest przede wszystkim Warszawa, zwłaszcza, że temat ten nie pojawił się w oficjalnych wystąpieniach podczas wizyty w Izraelu. Nie był także przedmiotem zainteresowania dziennikarzy izraelskich, którzy pytań o reprywatyzację nie zadawali - podkreślił Paciorkowski.