Konrad Piasecki: Julia Pitera, polityk PO, który ma dziś zostać - kim? To będzie się nazywało pełnomocnik rządu do walki z korupcją? Julia Pitera: Nazwa jest dla mnie rzeczą drugorzędną. Ona musi być adekwatna do tego, czym się będę zajmowała - domyślam się, że jest to już jakoś nazwane. Jak? Główna zainteresowana nie wie? To nie ma dla mnie znaczenia. Bardzo precyzyjnie wiem, co chciałabym robić i gdzie chciałabym pomóc rządowi, by nie nabijał się na jakieś rafy, których sam nie będzie kreował, natomiast mogłoby to zaszkodzić praktycznemu sprawowaniu władzy. Donald Tusk mówi: "Z pomocą Pitery chciałbym uniemożliwić awans ludziom, którzy mogą być zagrożeniem korupcyjnym". Ma pani na to jakąś cudowną receptę? Będzie pani takim jednoosobowym CBA? To są proste recepty. To jest to, czego nie chciał Mariusz Kamiński w CBA i to, co bardzo trudno wytłumaczyć ludziom, którzy mówili o konieczności walki z korupcją - walka z korupcją wymaga bardzo dużej wiedzy praktycznej na temat funkcjonowania mechanizmów państwa, struktur urzędów, wzajemnych zależności, hierarchii w urzędach, dlatego że Polska jest krajem demokratycznym i wszystko, co robią urzędnicy, jest regulowane procedurami. Jeśli one nie są przestrzegane, urzędnicy muszą zacząć je przestrzegać albo odejść z pracy. Czy to będzie tak, że będzie pani chodziła, rozmawiała i z pani wyczuleniem na korupcję będzie pani znajdowała osoby potencjalnie niebezpieczne czy może będzie pani dokonywała jakichś zamian prawnych, które korupcję zatrzymają? To będzie wynikało z dokumentów. Nie mam zamiaru nikogo podglądać, strasznie tego nie lubię i cieszę, że w czasach, gdy nie trzeba już nikogo podglądać i podsłuchiwać, poza sytuacjami naturalnymi, wynikającymi z jakiegoś postępowania, gdy jednak trzeba kogoś poobserwować, ale to jest to minimum. To są rzeczy, postępowania różne urzędowe, które mają jakiś feler, jakąś wadę. Czyli pani będzie zwracała uwagę na miejsca korupcjogenne? Będzie pani dysponowała jakimś aparatem? Mini CBA? Nie chciałabym pakować premiera w dodatkowe koszty organizacyjne. To jest bardzo niedobrze, że w Polsce coś się wymyśla i natychmiast się zatrudnia cały tłum ludzi, którym się później przydziela jakieś zadania. To nie jest dobra metoda - najpierw trzeba chcieć, a potem dopiero w miarę potrzeb dobierać osoby, których brakuje już obecnie w strukturach. Na razie jest CBA Mariusza Kamińskiego. Czy pani zdaniem sprawa Beaty Sawickiej jest dowodem na to, że szef biura uczestniczy w działalności partii lub na jej rzecz? Ale to wczoraj potwierdził pan poseł Hofman. Proszę zwrócić uwagę na to, co powiedział w trakcie słynnej konferencji prasowej - dobrze jakby ktoś z opozycji był szefem CBA za rządów PO. Czyli Mariusz Kamiński jest z obozu opozycji. No - nic dodać, nic ująć. To sformułowanie o działalności partii lub na jej rzecz, to jest klucz do ewentualnego odwołania Mariusza Kamińskiego. Oczywiście, dlatego, że jest to precyzyjnie wpisane w ustawę. Dlatego twierdziliśmy, że ta sytuacja jest fikcją. Czyli pani uważa, że na podstawie obowiązującej ustawy Kamińskiego można odwołać? Wolałabym nie powielać praktyk PiS-u, który na podstawie bliżej nieokreślonej wiedzy wyrzucał wszystkich, a następnie wprowadzał na to miejsce nie lepszych. Każdy człowiek, nawet taki, co do którego się spieramy, wymaga elementarnego szacunku i należy mu udowodnić, dlaczego musimy się rozstać. Jeśli pani uważa, że to była działalność partyjna lub na rzecz jakiejś partii, to tym samym sądzi pani, że na podstawie tych przepisów można odwołać Kamińskiego. Tak. Natomiast myślę, że jest dostatecznie dużo dowodów na to, poza tą nieszczęsną konferencją prasową, że był to instrument walki politycznej. Gdyby to od pani zależało, Kamiński zostałby odwołany? Chyba powinien sam odejść. Jedno mnie dziwi. Są sytuacje, w których człowiek rezygnuje sam. Sztuka polega na tym, że nie można się jedynie domagać poważania ze strony drugich. Samemu nie można tworzyć sytuacji, w której ktoś kogoś nie poważa.