W serwisie Youtube można zobaczyć nagranie z piątkowej blokady Sejmu przez związkowców "Solidarności", którzy nie chcieli wypuścić z budynku posłów głosujących za ustawą emerytalną. Podczas blokady dokumentalistka Ewa Stankiewicz filmowała posła PO Stefana Niesiołowskiego wbrew jego woli. "Won stąd" - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę. "Wybryk pana Stefana Niesiołowskiego nie jest pierwszym wybrykiem tego typu. (...) Jutro złożymy wniosek do prokuratury w tej sprawie. Donald Tusk i Platforma Obywatelska w tej chwili powinni już zareagować, a poseł Stefan Niesiołowski powinien przestać być członkiem PO" - powiedział Hofman w audycji radia Zet "Siódmy dzień tygodnia". W jego ocenie, dopóki premier Donald Tusk nie zareaguje na zachowanie Niesiołowskiego wyrzuceniem go z PO, będzie to oznaczać przyzwolenie, by "bić i napadać na dziennikarzy". - Tego w polskiej polityce jeszcze nie było - dodał Hofman. Andrzej Halicki (PO) powiedział natomiast, że "gdybyśmy rzeczywiście analizowali słownictwo, używając do tego prokuratury, to porównania do Adolfa Hitlera, słowa "mordercy", "zbrodniarze", "spiskowcy" są mocniejsze niż słowo "won". "To byłaby aberracja gdybyśmy tego typu zapisy analizowali, używając prokuratury, chyba niczym innym prokuratura by nie mogą się zajmować" - uważa Halicki. Jak podkreślił, Niesiołowski "niepotrzebnie zagrał w tym filmie". "Jeśli dał się sprowokować, to nie powinien" - dodał. Zobacz film: Prowokacja? Prezydencki minister Tomasz Nałęcz ocenił z kolei, że "w sposób oczywisty ktoś spróbował Niesiołowskiego sprowokować i mu się udało". "To było przykre i nie ma usprawiedliwienia, bo parlamentarzysta z takim stażem powinien nie zareagować na taką prymitywną, tandetną prowokację" - powiedział Nałęcz w Radiu Zet. Zaznaczył, że "to był incydent, który nie powinien się zdarzyć". "Ale mówienie, żeby nie było miejsca dla Stefana Niesiołowskiego w demokratycznej polityce, to ja uważam, że to jest wybryk młokosa przy tym stole i tyle" - dodał minister. Coś więcej niż czyste chamstwo W sprawie Stankiewicz oświadczenie wydała grupa dziennikarzy m.in. z "Gazety Polskiej Codziennie". W ich ocenie, "zaatakowanie przez prominentnego posła PO dziennikarki jest nie tylko ponurym memento "obyczajów" panujących w polskiej polityce", ale "jest czymś więcej niż aktem czystego chamstwa, brutalnej agresji wymierzonej w kobietę". "Jest też zakwestionowaniem podstawowych zasad demokracji. Po tym wydarzeniu Stefan Niesiołowski, poseł Sejmu RP natychmiast został zaproszony do wywiadów, a w jednym z nich nie tylko nie przeprosił za swoje zachowanie, ale zaatakował nielubianych dziennikarzy" - podkreślono w oświadczeniu podpisanym przez ponad 100 dziennikarzy. Jak zaznaczono, "atak polityka na dziennikarza jest zawsze atakiem wymierzonym w społeczeństwo i demokrację". "Dlatego, niezależnie od sympatii politycznych, niezależnie od mediów, w których pracujemy, i które często są z sobą skonfliktowane, wspólnie oczekujemy od premiera wyciągnięcia konsekwencji wobec zachowania Stefana Niesiołowskiego" - napisano w oświadczeniu. Zaapelowali także do innych dziennikarzy "o bojkot Niesiołowskiego". "Osoba, która w sposób tak jawny jak Stefan Niesiołowski godzi w fundamentalne zasady demokracji nie powinna w jakikolwiek sposób uczestniczyć w polskim życiu publicznych oraz występować w mediach" - ocenili autorzy oświadczenia. Poseł nie ma prawa... Do sprawy odniosło się także prezydium Kongresu Mediów Niezależnych, który odbył się w sobotę w Warszawie. "Poseł nie ma prawa odmówić wypowiedzi dziennikarzowi, jeśli znajduje się w miejscu publicznym. Zachowanie takie jest aktem braku szacunku dla obywatela i zawłaszczeniem przestrzeni publicznej. Nie licuje z godnością parlamentarzysty i jest świadectwem aroganckiego podejścia władzy do mediów i obywateli" - oceniono w oświadczeniu. "Domagamy się pociągnięcia Stefana Niesiołowskiego do odpowiedzialności politycznej i prawnej równocześnie przekazując wyrazy solidarności Ewie Stankiewicz" - podkreślono. Wniosek przeciw związkowcom Z kolei lider Ruchu Palikota Janusz Palikot zapowiada wniosek do prokuratury przeciwko związkowcom z NSZZ "Solidarność", którzy w piątek, podczas głosowań nad reformą emerytalną demonstrowali przed Sejmem i na pewien czas zablokowali kompleks budynków sejmowych. - Pobito naszego posła Wojciecha Penkalskiego bijąc go w twarz. Zrobili to działacze "Solidarności" protestujący przed budynkiem parlamentu. Skierujemy w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury w związku z wieloma przepisami jakie zostały złamane. Nie można tolerować przemocy fizycznej - powiedział dziennikarzom Palikot.