Beata Kempa (PiS) powiedziała na konferencji prasowej, że materiał CBA przesłał komisji najpierw kierujący obecnie pracami Biura Paweł Wojtunik i nie było tam adnotacji dotyczącej tego, że nie powinny być ujawniane. Następnie - dodała - materiał ten przesłał komisji również sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki, ale w jego piśmie przewodnim znalazła się informacja, iż materiały te nie są wprawdzie tajne, ale ze względu na dobro śledztwa nie powinny być upubliczniane. Z kolei Sekuła powiedział, "to był materiał jawny, a na tej części, która miała klauzulę tajne, była adnotacja: skreślone tajne i napisane jawne". Dlatego - zdaniem Sekuły - "nie ma najmniejszych podstaw twierdzić, że komisja otrzymała jakiekolwiek materiały zastrzeżone". - Przyjąłem zasadę, że każdy materiał, który nie jest chroniony klauzulą niejawności, należy maksymalnie szybko i szeroko upublicznić. Wiążę duże nadzieje z pracą nad tym materiałem nie tylko posłów, ale także dziennikarzy i osób zainteresowanych. Jawność powinna być głównym przymiotem naszej komisji - powiedział poseł PO. Pytany o sprawę rzecznik CBA Jacek Dobrzyński powiedział jedynie, że "komisja zwróciła się o udostępnienie jej materiałów i zostały one - po przeanalizowaniu czy mogą zostać przekazane - udostępnione". Nie chciał odnosić się do wypowiedzi posłanki Kempy, że na dokumentach nie było adnotacji, iż nie powinny być ujawniane. Inny poseł PiS z sejmowej komisji śledczej Zbigniew Wassermann ocenił, że w związku z materiałem CBA doszło do "próby wykorzystania sejmowej komisji ds. hazardu przez polityków Platformy". Chodzi o konferencję, podczas której wiceszef klubu PO Sławomir Nowak pytał, czy ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński w czerwcu 2007 roku poinformował swojego ówczesnego szefa premiera Jarosława Kaczyńskiego o tym, że przygotował analizę dotyczącą prac legislacyjnych nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych. Dokument, w którego posiadaniu jest hazardowa komisja śledcza, został ujawniony we wtorek. Wynika z niego, że za projektem zmian w tzw. ustawie hazardowej, którą w lecie 2006 r. do resortu finansów przekazał ówczesny wicepremier Przemysław Gosiewski, stały osoby związane z Totalizatorem Sportowym, a beneficjentem zmian nie miał być w głównej mierze Totalizator, a współpracująca z nim firma GTech, która miała sprzedać mu sprzęt potrzebny do organizowania wideoloterii. - (Posłowie PO - red.) zademonstrowali dokument, który powinien być dokumentem analizowanym przez członków komisji na posiedzeniu komisji. (...) Później ukazało się oświadczenie b. szefa CBA, Mariusza Kamińskiego, który stwierdził, jaka jest wartość tego dokumentu. (To) dokument niewiarygodny, dokument nieweryfikowany, dokument oparty na anonimach i uzupełniony wybiórczo dobranymi artykułami prasowymi. (...) To jest skumulowanie zarzutów, pomówień i oskarżeń, które są ciągle powtarzane przez właścicieli prywatnych jednorękich bandytów - mówił Wassermann. Dodał, że takimi materiałami uderza się politycznie w Prawo i Sprawiedliwość - nie na posiedzeniu komisji śledczej, ale na konferencjach prasowych. Zaznaczył, że nadal domaga się, by pierwszym świadkiem przed komisji śledczą był Mariusz Kamiński. Wassermann odniósł się też do ustalonego przez przewodniczącego Mirosława Sekułę (PO) planu prac komisji, która w przyszłym tygodniu ma obradować od wtorku do piątku i przesłuchać 15 osób. Poseł PiS powiedział, że z jego prokuratorskiego doświadczenia wynika, iż w ciągu tygodnia nie da się przesłuchać tylu osób. - To jest konsekwencja tego, że do tej sprawy zabrano się nie tylko po amatorsku, ale i fatalnie - powiedział. Dodał, że obecnie posłowie otrzymują bardzo dużo dokumentów związanych z tzw. aferą hazardową i nie ułatwia im to przygotowania się do przesłuchań. Sekuła pytany o zarzuty Wassermanna dotyczące zbyt dużej liczby świadków do przesłuchania powiedział: "po co tak dużo zgłaszał?". Zaś na uwagę, że to posłowie PO zgłosili największą liczbę świadków do przesłuchania, szef komisji śledczej odparł: "wszyscy posłowie dużo pozgłaszali". Sekuła podkreślił, że jego podstawowym obowiązkiem jest tak zaplanować prace komisji, żeby wykonać zlecenie Sejmu. - Zlecenie Sejmu zakłada rozpoznanie sprawy, przeprowadzenie całego postępowania i zdążenie z tym do 28 lutego. Będę tak ustalał posiedzenia, żeby w miarę możliwości przerobić cały zakres, który komisji został zlecony i żeby zdążyć przesłuchać wszystkich świadków - powiedział. Sekuła pytany w jaki sposób będą przesłuchiwani świadkowie powiedział, że chce przyjąć zasadę polegającą na tym, że każdy poseł będzie miał 10 minut na zadanie pytanie i odpowiedź świadka. Na pytanie, czy rundy pytań będą się powtarzać, odparł: - Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.