Sejmowe Komisje: Ustawodawcza i Finansów Publicznych, do których skierowane zostały projekty uchwał PO, PiS i Lewicy w sprawie powołania komisji śledczej ds. wyjaśnienia afery hazardowej, zbiorą się na wspólnym posiedzeniu 3 listopada. Na dzisiejszej konferencji prasowej rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak powiedział, że minęło już 15 dni od czasu, kiedy premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie starał się doprowadzić do powstania komisji śledczej ds. afery hazardowej, a komisji nadal nie ma. - Decyzja, żeby skierować trzy projekty do dwóch komisji sejmowych, świadczy o tym, że nie ma woli ze strony PO do tego, żeby komisja powstała szybko - uważa Błaszczak. Odpierając te zarzuty marszałek Sejmu Bronisław Komorowski stwierdził w piątek, że "nie widzi żadnej opieszałości", ale "chęć doprowadzenia do tego, aby komisja mogła rozpocząć prace jak najszybciej i jak najszybciej zakończyła swoją pracę". Błaszczak zapowiedział też, że po powstaniu komisji ds. afery hazardowej PiS będzie rozważało wniosek o komisji ds. stoczni. Wczoraj szef PiS Jarosław Kaczyński w "Kropce nad i" TVN24 był pytany o rozbieżność między słowami b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego i dokumentami Kancelarii Premiera świadczącymi, że CBA było proszone o ochronę przetargu w sprawie sprzedaży majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. - Jest sprawa taka naprawdę, słowo przeciwko słowu. Ja bym bardzo chciał to wszystko zweryfikować, bo dokumenty mogą być teraz przygotowane, mogą być dawniej, mogą być antydatowane, różnie to może być. Krótko mówiąc, sprawdźmy to dokładnie - mówił Kaczyński. Spytany wprost, czy sądzi, iż rząd antydatował dokumenty i jeszcze teraz CBA będzie wytwarzało dokumenty, które będą świadczyły o tym, że Mariusz Kamiński pisał do Ministerstwa Skarbu, odparł: "Ja nie wiem, nic takiego teraz nie sądzę, chciałbym, żeby to wszystko zostało wyjaśnione, żeby to zostało wyjaśnione, bo to jest tak: my dzisiaj i słusznie zajmujemy się czterema aferami (...) i to są sprawy, które trzeba wyjaśnić". Pytani o te słowa J. Kaczyńskiego politycy PiS podkreślili, że cała sprawa musi zostać wyjaśniona, choć - jak zastrzegli - słowa szefa PiS o antydatowaniu były "odpowiedzią na hipotezę dziennikarza".