W poniedziałek dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka potwierdził, że marszałek Sejmu Marek Kuchciński wpłacił 5 tys. zł na Klinikę Budzik działającą przy Centrum Zdrowia Dziecka oraz 10 tys. zł na Caritas Polska w zamian za 23 loty samolotem rządowym. O tym, że Kuchciński lata rządowymi samolotami wraz z rodziną informowało w zeszłym tygodniu Radio ZET. Politycy Platformy Obywatelskiej: poseł Mariusz Witczak i europoseł Andrzej Halicki uznali decyzję marszałka za niewystarczającą. Zapowiedzieli, że zwrócą się do niego, by przedstawił dokładną informację o lotach swych bliskich samolotami rządowymi. W piątek, w związku z doniesieniami o lotach marszałka Sejmu i jego rodziny, klub parlamentarny PO-KO złożył wniosek o odwołanie Kuchcińskiego z funkcji; kandydatką klubu na objęcie stanowiska marszałka Izby jest jej obecna wicemarszałek, Małgorzata Kidawa-Błońska. Sasin w Polsat News ocenił, że sprawa przelotów rodziny Kuchcińskiego "nie zasługuje na burzę, jaka się wokół sprawy rozpętała". Zaznaczył, że nie lekceważy sprawy, ale - jak podkreślił - przeloty bliskich marszałka Sejmu nie spowodowały żadnych kosztów, a nie ma regulacji, które określałyby postępowanie w podobnej sytuacji. Zaznaczył, że często prezydentowi, premierowi i marszałkom "towarzyszą w lotach na przykład dziennikarze i inne osoby, które są członkami różnych delegacji, na przykład przedstawiciele biznesu". "Nie można kupić biletu" Pytany, czy jego zdaniem wpłata Kuchcińskiego na Caritas kończy sprawę, Sasin przytaknął. "Jeśli chodzi o tę kwestię dotyczącą przelotów pana marszałka, a raczej członków jego rodziny, to pan marszałek zrobił to, czego nie musiał zrobić, ale poczuł się do tego rzeczywiście zobowiązany, że powinien tak postąpić. I dobrze, że tak postąpił" - powiedział Sasin. "Natomiast sprawa jest nieuregulowana, tak jak powiedziałem nie ma żadnych regulacji, które by mówiły, kto może latać z tymi osobami (VIP-ami) i na jakich zasadach. Nawet jeśli to są członkowie rodziny, tak jak tym przypadku, nie było żadnych regulacji dotyczących tego, jak mogliby za to zapłacić, bo nie ma takiej regulacji. Nie można kupić biletu na samolot specjalny" - mówił Sasin. Pytany, czy będzie w tej sprawie projekt rządowy, Sasin powiedział: "Rozważamy rzeczywiście w tej chwili unormowanie tej kwestii, tak żeby na przyszłość takie sytuacje nie miały miejsca i by nie było takiej dyskusji, jaką w tej chwili przechodzimy". Pytany, czy on sam zgodziłby się, by w sytuacji wyjątkowej była możliwość, by VIP leciał samolotem specjalnym z rodziną, Sasin ocenił, że gdyby nie było dodatkowych kosztów, to tak mogłoby się wydarzyć, ale to musi być uregulowane, jeśli takie osoby nie wchodzą w skład oficjalnej delegacji". "Na pewno tę sprawę będziemy chcieli uregulować, w tej chwili na ten temat dyskutujemy, nie chcę mówić jeszcze o szczegółach, bo ta propozycja nie jest jeszcze sprecyzowana" - dodał Sasin. Prace nad projektem ws. ujawniania majątków rodzin polityków na finiszu Pod koniec maja prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział gotowość do uchwalenia ustawy, na podstawie której ujawnione byłyby majątki współmałżonków polityków, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci. Nowe prawo zakładałoby też ujawnienie źródeł majątku. "Jesteśmy na finale prac rządowych. Na pewno jeszcze w tej kadencji parlament tę ustawę przyjmie. Na pewno projekt na tym etapie rządowym będzie przyjęty. Przed nami jeszcze kilka posiedzeń Sejmu w tej kadencji, więc Sejm będzie miał szansę tę ustawę przyjąć" - zapewnił Sasin w programie "Wydarzenia i Opinie" Polsat News. Dopytywany, kiedy ustawa będzie gotowa, Sasin powiedział: "Finalizujemy w tej chwili prace przygotowujące tę ustawę, mówię o pracach rządowych. To nie jest ustawa taka prosta i łatwa, bo są pewne problemy natury konstytucyjnej. No bo jak zmusić członków rodziny polityka, który sam nie jest politykiem, do tego żeby się oświadczał co do swojego majątku. Przyjęliśmy nieco inną konstrukcję, ale ona nie jest jeszcze dopracowana, nie chcę więc mówić o szczegółach". Sprawa jawności majątków małżonków polityków pojawiła się po tym, gdy "Gazeta Wyborcza" napisała, że premier Mateusz Morawiecki wraz z żoną w 2002 r. kupili 15 ha gruntów za 700 tys. zł od Kościoła we Wrocławiu. Później rzeczoznawca ocenił, że nieruchomość już w 1999 r. warta była prawie 4 mln zł, obecnie zaś jest warta ok. 70 mln zł. Obecny premier, w ramach rozdzielności majątkowej, przepisał nieruchomość na żonę. Centrum Informacyjne Rządu poinformowało wówczas, że tekst "GW" narusza dobra osobiste premiera Morawieckiego i jego żony i podjęli oni decyzję o skierowaniu sprawy na drogę sądową z żądaniem sprostowania zawartych w nim kłamstw i manipulacji.