Posłowie PiS zapowiedzieli, że jeżeli prokurator generalny Andrzej Seremet nie zdecyduje się na rozpoczęcie śledztwa, PiS w ciągu najbliższych dni złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.Zdaniem PiS mogło dojść do złamania art. 230 kodeksu karnego, zgodnie z którym "kto, powołując się na wpływy w instytucji państwowej, samorządowej, organizacji międzynarodowej albo krajowej lub w zagranicznej jednostce organizacyjnej dysponującej środkami publicznymi, albo wywołując przekonanie innej osoby lub utwierdzając ją w przekonaniu o istnieniu takich wpływów, podejmuje się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". "Patologiczne mechanizmy" - Niewątpliwie widać z jak patologicznymi mechanizmami mamy tu do czynienia. To jest coś więcej niż patologia. To złamanie prawa. To korupcja polityczna w czystej postaci - powiedział podczas konferencji w Sejmie wiceszef PiS Mariusz Kamiński. Dodał, że przesłuchani powinni zostać m.in. premier Donald Tusk, rzecznik rządu Paweł Graś, delegat PO na zjazd poseł Norbert Wojnarowski oraz Jacek Protasiewicz. Według Kamińskiego Graś, Protasiewicz i Wojnarowski powinni zostać zawieszeni w prawach członka PO do czasu wyjaśnienia sprawy. W zamieszczonym w internecie tekście "Dolnośląskie taśmy prawdy. Praca za głos na zjeździe" "Newsweek" podał, że dotarł do nagrania, na którym słychać jak poseł Wojnarowski, stronnik Protasiewicza, obiecuje jednemu z delegatów załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce oddania głosu na Protasiewicza. Ponadto - według tygodnika - w rozmowie tej Wojnarowski mówił też o perypetiach zawodowych swojej żony Barbary (jeszcze niedawno media informowały, że pełniła ona funkcję dyrektora departamentu w Ecoren, spółce-córce KGHM) i spotkaniu z Grasiem. "Przyszedł - jak wielu posłów" Graś, pytany we wtorek o nagranie, potwierdził, że Wojnarowski był u niego, podobnie jak "kilkudziesięciu albo nawet kilkuset posłów PO trafia". - Przyszedł - jak wielu posłów - ze sprawami osobistymi, ze sprawami rodzinnymi. Przyszedł skarżyć się, że jego żona nie ma pracy - relacjonował rzecznik rządu. - Usłyszał to, co słyszą w takich przypadkach wszyscy posłowie: Chłopie, to nie jest biuro pośrednictwa pracy. Jesteś z Dolnego Śląska, jeśli szukasz pomocy, masz tam Schetynę, masz tam Protasiewicza. Pytaj ich. Tu na pewno miejsca pracy nie znajdziesz. W Kancelarii na pomoc w tej sprawie nie możesz liczyć - powiedział. W ocenie rzecznika rządu rozmowa, którą było słychać na nagraniu, "wygląda na jednostkowy incydent".