W poniedziałek na posiedzeniu Komisji śledczej do spraw Pegasusa ponownie nie stawił się były szef CBA Ernest Bejda. To druga taka sytuacja w przypadku tego samego świadka, dlatego członkowie sejmowej grupy śledczej przegłosowali wniosek o ukaranie Ernesta Bejdy i doprowadzenie go na kolejne przesłuchanie. Były szef CBA nie jest osamotniony w swojej strategii. Tak samo, jak wobec Ernesta Bejdy, postąpiono w połowie października w stosunku do byłego szefa ABW Piotra Pogonowskiego. Dlaczego część opozycji bojkotuje komisję? To pokłosie wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który 10 września orzekł, że powołanie grupy śledczej odbyło się w sposób niewłaściwy. Od tego dnia politycy PiS i świadkowie powiązani z byłym obozem władzy konsekwentnie odmawiają uczestnictwa w posiedzeniach gremium, obradującym od ponad miesiąca bez parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości w składzie. Komisja śledcza do spraw Pegasusa. Ernest Bejda nie stawił się na przesłuchaniu Prof. Marcin Matczak stwierdził w rozmowie z Interią, że taktyka przyjęta przez środowisko PiS jest efektem "bardzo poważnego upadku autorytetu instytucji państwowych". - W pewnym sensie PiS korzysta z podważania porządku prawnego, czego samo się dopuszczało. Jednym z celów akcji, prowadzonej przez poprzednią ekipę w trakcie ośmiu lat rządów, było takie zniszczenie prawa, by liczyła się tylko polityka. To, co się dzieje, to już nie jest dyskusja prawna, tylko dyskusja polityczna; "my nie przychodzimy na wasze komisje, wy na nasze" - tłumaczył. Pytany o ważność wyroku TK, prof. Marcin Matczak stwierdził, że drogowskazem dla prawników i rządzących powinno być traktowanie za wiążące wszystkie orzeczenia, z wyjątkiem tych, które były wydane z tak zwanymi sędziami-dublerami w składzie - to obecnie Mariusz Muszyński, Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembiak. Ten ostatni brał udział w posiedzeniu z 10 września. Przymusowe doprowadzenie. Prof. Marcin Matczak przestrzega Ekspert przestrzegł również komisję śledczą przed dążeniem do zatrzymywania bagatelizujących przesłuchania świadków, ponieważ "są w Polsce politycy, którym zależy na byciu bohaterem takich scen". - Wtedy będą mogli udowodnić w swoim rozumieniu, że państwo się skończyło i mamy do czynienia z drugim stanem wojennym. Te historyczne i histeryczne porównania są często stosowane po to, by podejmować kolejne nadzwyczajne działania, co zostanie wykorzystane przez siły antypraworządnościowe - wskazał rozmówca Interii. Zdaniem prof. Marcina Matczaka kierowanie do sądu wniosków o przymusowe doprowadzenie na posiedzenie komisji to przykład "polityki siły", która wyrażana jest przez posiadanie większości. - Stopniowo dochodzi do sytuacji, które opinia publiczna będzie odbierać jako przemocowe - za taką uważane było wejście do TVP w grudniu 2023 roku i za takie tym bardziej będzie uważane zatrzymanie polityka i przymusowe doprowadzenie go na przesłuchanie - zaznaczył prof. Matczak. Komisje śledcze mają sens? "Po rządach PiS to jest szczególne ważne" Niemniej specjalista nie uważa, jakoby regularne bojkotowanie komisji śledczych przez ludzi powiązanych z PiS pozbawiało sensu ich dalszego funkcjonowania. - Celem komisji śledczych jest to, by nie w zaciszu gabinetów prokuratorskich, a na widoku publicznym pokazać, że dokonało się zło. Jeśli druga strona odmawia stawiennictwa na przesłuchaniu, to wprawdzie podważa sens ich istnienia, ale nie całkowicie. Sam fakt powołania komisji i pokazania skali zła, które się dokonało, jest ważne dla opinii publicznej. Po ośmiu latach rządów PiS to jest szczególnie ważne. I nawet jeśli kilku ludzi związanych z PiS się nie stawi, to nie podważa to sensu, bo zamiast nich, stawią się ofiary, które będą mogły jasno powiedzieć, co się stało - mówi Interii prof. Marcin Matczak. Spytaliśmy naszego rozmówcę również o to, skąd wynika strategia świadków, którzy odmawiają wzięcia udziału w posiedzeniu sejmowych grup śledczych. Prawnik nie ma wątpliwości, że jednym z powodów jest strach. - Jest mnóstwo informacji i dowodów na temat afer z ubiegłych lat - chociażby fakt, że system do śledzenia terrorystów został wykorzystany na własnych obywatelach, to znaczy, że doszło do czegoś bardzo poważnego, złego i antypraworządnościowego. Można byłoby użyć zdania powtarzanego wielokrotnie przez Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę, że "winni nie mają się czego obawiać" - jeżeli jednak się nie stawiają, to mają coś do ukrycia. Społeczeństwo rozumie jednak, że im więcej prawdy i przejrzystości w życiu publicznym, tym lepiej - skwitował. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: sebastian.przybyl@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!