głosowało inaczej. Teraz przeciw traktatowi opowiada się również środowisko Radia Maryja. A to łudząco przypomina sytuację z poprzedniej kadencji, kiedy po debacie o aborcji z PiS odeszła grupa posłów z Markiem Jurkiem na czele. "Prezes (Jarosław Kaczyński) ma świadomość, że w tworzeniu traktatu uczestniczył prezydent Lech Kaczyński. Ma też świadomość, że w PiS jest przeciwko traktatowi pewien opór. Chce traktat przeforsować, ale tak by nie pogubić działaczy - mówi "Gazecie Wyborczej" jeden z liderów PiS. Dlatego na razie Kaczyński pozwala się wypowiadać swoim posłom eurosceptykom, a sam twierdzi, że popiera traktat, jednak pod pewnymi warunkami. Wszystko, by nie stracić pewnej części wyborców. "W klubie narasta sprzeciw wobec traktatu. Po przegłosowaniu parlamentarnego trybu ratyfikacji traktatu posłowie zaczęli traktat czytać" - mówi gazecie Krzysztof Tchórzewski, sekretarz klubu PiS. "Wielu doszło do wniosku, że obecny system organizacji Unii jest dla Polski lepszy. Choćby pod względem systemu głosowania, liczby przedstawicieli we władzach itp. Powstało pytanie, czy warto to zmieniać tylko po to, aby Unia zrobiła krok w stronę quasi-państwa. Ten traktat to przecież taka minikonstytucja" - zaznacza. "Wśród wątpiących są także ci, którzy byli za wejściem do Unii, którzy w zeszłym tygodniu byli w Sejmie przeciw referendum. Jestem jednym z nich. Z tego, co wiem, prezes Kaczyński też zaczął się wahać. Do biur poselskich przychodzą w tej sprawie ludzie, pytają. Ja dostałem np. pismo podpisane przez 18 osób żądających, abym w lokalnej gazecie wyjaśnił, jakie są wady i zalety traktatu" - mówi Tchórzewski. Według polskiego prawa traktat ratyfikuje prezydent, jednak musi mieć na to zgodę parlamentu. Obowiązuje większość dwóch trzecich głosów. Bez PiS kilku głosów zabraknie. Ten sprawdzian już w przyszłym tygodniu.