Polityk zaznaczył w radiowej Jedynce, że jego ugrupowanie odcina się od osób, które w nocy okupowały siedzibę PKW. - Demonstracja jak najbardziej, ale okupowanie jest czymś nagannym - stwierdził Błaszczak. Poseł PiS podkreślał, że cała sprawa skutkuje brakiem zaufania obywateli do instytucji państwowych. Winą za taki stan obarczył także rządzącą koalicję. - PKW i rządzący, koalicja PO-PSL oraz prezydent Komorowski otworzyli ogromne pole do nadużyć, dlatego że zablokowali na przykład zmianę ordynacji wyborczej, która ograniczała możliwości nadużyć - powiedział gość radiowej Jedynki. W ocenie Mariusza Błaszczaka, znaczący wzrost poparcia PSL w porównaniu do wyników sondażu exit-poll, jest "dziwny". Za przykład podał województwo świętokrzyskie, gdzie według oficjalnych wyników PSL zdystansowało wszystkie partie, choć według powyborczego badania zdobyło mniej głosów niż PiS. Polityk zwrócił również uwagę na dużą liczbę głosów nieważnych. Błaszczak podkreślił konieczność przeprowadzenia przez Sejm ustawy skracającej kadencję wybranych w zeszłą niedzielę władz samorządowych, by móc rozpisać nowe wybory. Przypomniał, że już w maju ubiegłego roku sygnalizował prezydentowi Komorowskiemu możliwość zagrożeń w związku z wyborami. - Szef Kancelarii Prezydenta pan minister Jacek Michałowski odpowiedział, że takie zagrożenia nie są realne i wszystko jest w porządku, to ten sam prezydent Bronisław Komorowski, który przedwczoraj atakował tych, którzy ośmielają się żądać uczciwych wyborów, ten sam prezydent w czerwcu świętował 25-lecie wyborów z 1989 roku, mówił o demokracji, a dziś co? - zastanawiał się Błaszczak. Szef klubu PiS przypomniał, że jego partia proponowała zmianę kodeksu wyborczego. Propozycje zakładały kadencyjność członków PKW, wprowadzenie przezroczystych urn oraz zainstalowanie kamer w lokalach wyborczych, by obserwować prace komisji. - Każdy w internecie mógłby to oglądać, ale zablokowano tę zmianę - mówił Błaszczak.