Na konferencji w Sejmie europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk podkreślił, że zaledwie 600 producentów chce podarować owoce i warzywa na rzecz organizacji charytatywnych albo je zniszczyć, tymczasem niskie ceny, które są skutkiem rosyjskiego embarga, dotknęły setki tysięcy gospodarstw rolnych w Polsce. Według europosła Kuźmiuka minister chce odwrócić uwagę od własnej porażki, bo boi się odpowiedzialności przed rolnikami. Janusz Wojciechowski dodał, że przyczyna problemu leży w Warszawie, a nie w Brukseli. Europoseł powiedział, że jeszcze w lipcu, przed wakacjami parlamentarnymi, minister Sawicki zapewniał, że żadnego embarga nie będzie. Jego zdaniem te opinie przenikały do Brukseli, i trochę wiązały ręce europosłom PiS, bo wszelkie pytania o to, jak Unia Europejska przygotowuje się do embarga były przedmiotem oskarżeń, że to prowokuje rosyjskie sankcje. - Dzisiaj mamy skutki, kompletnie nieprzygotowana Komisja Europejska i protestujący polscy rolnicy. Tylko że ten protest powinien dotyczyć ministra Sawickiego, bo to on zawali sprawę od początku do końca - stwierdził Wojciechowski. "Wyrzuty sumienia" Według rzecznika PSL Krzysztofa Kosińskiego zarzuty PiS świadczą o wyrzutach sumienia, bo "najpierw nawoływali do nakładania sankcji na Rosję, a teraz rozpaczają nad losem polskich rolników". Rzecznik PSL dodał, że politycy PiS mają krótką pamięć, bo nie wspominają o tym, że pełne embargo na wszystkie produkty do Rosji obowiązywało za rządów Jarosława Kaczyńskiego. - Najpierw należy rozliczyć się z własnym sumieniem, a dopiero potem atakować innych - podkreślił Krzysztof Kosiński. Komentując protest polskich rolników w Brukseli, rzecznik PSL dodał, że musi być taki nacisk na europejskich urzędników nie tylko ze strony ministra, ale także ze strony producentów, tak, by było widać niezgodę na zaproponowane warunki rekompensat.