W czwartek po godz. 12 premier Mateusza Morawiecki wystąpił z wnioskiem o wotum zaufania, a nieco ponad cztery godziny później odbierał gratulacje. Jego rząd otrzymał wotum zaufania, a był to efekt łatwy do przewidzenia. Kolejny efekt tak łatwy do przewidzenia nie jest - czy wotum zaufania uspokoi nieco napięcia, które towarzyszą obozowi rządzącemu od kilkunastu dni? Wniosek o wotum zaufania to drugi taki manewr od czasu, gdy Mateusz Morawiecki jest szefem rządu (do tej pory tylko Donald Tusk prosił o wotum zaufania dwa razy). Pierwszy raz Morawiecki poddał swój rząd ocenie w grudniu 2018 roku, w przeddzień głosowania nad konstruktywnym wotum nieufności przedstawionym przez PO. Opozycja chciała wówczas wykorzystać moment słabości - Morawiecki był świeżo po przegranym procesie w trybie wyborczym, zarzucającym mu kłamstwo. Równolegle w kraju rozbrzmiewała głośna afera KNF. Z drugiej strony polska scena polityczna była w nieustannym procesie wyborczym - wniosek o wotum zaufania miał miejsce tuż po wyborach samorządowych, a kilka miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. PiS potrzebowało nowego impulsu, który jednocześnie zażegna złą passę. Wówczas Morawiecki przeszedł do kontrataku, uprzedził konkurencję, czym zdecydowanie zyskał. PiS nabrało rozpędu i wygrało wybory do Parlamentu Europejskiego. Jednocześnie politycy formacji rządzącej mieli skuteczną ripostę do niedawnych zarzutów. Teraz PiS prawdopodobnie liczyło na to samo. Jaka motywacja mogła stać za wnioskiem o wotum zaufania? Kluczowe wydają się trzy powody - niejasności związane z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, rozpędzająca się kampania Rafała Trzaskowskiego i spadające sondaże Andrzeja Dudy. PiS wykorzystuje więc dostępne instrumenty gry parlamentarnej, które mają wzmocnić formację rządzącą. Ruch wyprzedzający Morawieckiego ma dwa wymiary - w większym wymiarze PiS liczy na odwrócenie ról i sondażowy wzrost Andrzeja Dudy, w mniejszym natomiast zyskuje sobie czas - pierwszy raz od dwóch tygodni, przy rozpędzającej się kampanii Trzaskowskiego, to rządzący będą na tapecie, czym zapewne przykryją jego dzisiejsze wystąpienie w Gdańsku. Historia pokazuje, że taki ruch może być skuteczny. W styczniu 2018 roku Prawo i Sprawiedliwość mogło liczyć na średnie poparcie rzędu 43 proc. (na podstawie ewybory.eu). W grudniu natomiast utrzymywało się na poziomie 39 proc. PiS notował spadki, a od tego czasu, pośrednio dzięki wotum zaufania dla rządu w grudniu 2018 roku, te sondażowe spadki zostały zatrzymane na poziomie 39 proc. W efekcie partia rządząca w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie tyle zatrzymała niekorzystny trend, co jeszcze bardziej urosła w siłę, zyskując ponad 45 proc. głosów, co pozwoliło jej rozpędzić się przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi jesienią 2019 roku. PiS wnioskując o udzielenie rządowi wotum zaufania prawdopodobnie liczy, że i tym razem skutki będą podobne. Tyle tylko, że sytuacja jest nieco inna. Poprzednie wotum zaufania miało szansę dojrzeć, bo wybory odbywały się pół roku później. Teraz sytuacja jest ekstremalnie trudna, bo wybory prezydenckie odbędą się za trzy tygodnie. - Nie powiedziałbym, że spadki PiS czy Andrzeja Dudy są bardzo wyraźne, to raczej balansowanie na stałym poziomie - mówi nam prof. Jacek Reginia-Zacharski z Uniwersytetu Łódzkiego. - Wniosek o wotum zaufania to natomiast posunięcie oczywiste, bo nikt przecież nie mógł mieć wątpliwości, że wotum Morawiecki otrzyma. Myślę jednak, że jest to wydarzenie, które nie będzie miało istotnego wpływu na jakość notowań. Jeśli już, to wyklaruje się pewien przekaz. Zapewne jakieś znaczenie będzie to miało, ale według mnie jest ono śladowe - ocenia Reginia-Zacharski. Łukasz Szpyrka