Zalewski i Ujazdowski, dwaj byli wiceprezesi PiS o swym odejściu z partii poinformowali w środę. Trzeci ze "zbuntowanych" wiceszefów PiS Ludwik Dorn zdecydował się pozostać w ugrupowaniu. W czwartek na znak solidarności z Zalewskim i Ujazdowskim PiS opuścił też poseł Piotr Krzywicki. Napieralski powiedział w czwartek dziennikarzom w Sejmie, że jest zdziwiony, iż reformatorzy PiS "znaleźli się" dopiero wtedy, kiedy Prawo i Sprawiedliwość nie sprawuje już władzy. - Dziwię się, że nagle reformatorzy znaleźli się w czasie kiedy partia nie ma ministerstw, ministrów i różnych ważnych funkcji państwowych - powiedział polityk LiD. Jak dodał, zastanawia się, "dlaczego pan Ujazdowski kiedy był ministrem na przykład, nie chciał reformować swojej formacji, że pan Zalewski kiedy był przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw zagranicznych, nie chciał reformować partii, a chciał ją reformować po wyborach". Napieralski ocenił, że taka postawa jest "nieuczciwa". - To też pokazuje, że to jest formacja, która chce tylko władzy - władzy w postaci rządzenia każdym z nas. To jest zła formacja i powinna zniknąć z mapy politycznej Polski - stwierdził. Szef SLD Wojciech Olejniczak odniósł się z kolei do sprawy deklaracji, które mają zobowiązywać posłów, którzy wystąpią z klubu PiS do "honorowego" zrzeczenia się mandatów poselskich. Przewodniczący klubu PiS Przemysław Gosiewski powiedział w czwartek, że kandydaci PiS w wyborach parlamentarnych podpisali oświadczenia, w których "jasno deklarowali, że w przypadku braku współpracy z PiS będą osobiście zrzekali się mandatów". - To jest dowód na to, że Jarosław Kaczyński chciał, by politycy PiS zamanifestowali swoją podległość jemu i podległość władzom, praktycznie jednoosobowym, które są obecnie w PiS - ocenił Olejniczak. Jak dodał, "mało kto dziś pamięta, że weksli nie wymyślił Andrzej Lepper, bo pierwsze tego typu próby były robione w PC (Porozumieniu Centrum, poprzedniej partii J. Kaczyńskiego)". - Znamy te metody, sposoby funkcjonowania partii politycznych no i nie życzymy powodzenia - dodał lider Sojuszu. Wiceszef SLD Andrzej Jaeschke i poseł LiD Ryszard Kalisz zwrócili z kolei uwagę, że pojęcia "honor" i "podpis" są ze sobą "sprzeczne". - Jak ktoś jest honorowy, niczego nie podpisuje, ale dotrzymuje. Jak podpisuje, to znaczy, że to jest dla niego łańcuch, na którym siedzi - podkreślił Jaeschke. - Honoru nie można zadekretować podpisem. Albo go ktoś ma, albo nie - dodał Kalisz.