- W Polsce tak naprawdę nie ma wolnych mediów - powiedział wczoraj w Krakowie szef PiS. Według niego, polscy dziennikarze działają w interesie swoich właścicieli lub mocodawców politycznych. Te słowa wywołały prawdziwą burzę nie tylko w samych mediach, ale i wśród polityków. "Kaczyński jak Łukaszenka" Szef SLD Wojciech Olejniczak porównał nawet szefa PiS do prezydenta Białorusi. - Jarosław Kaczyński zaczyna być podobny do Aleksandra Łukaszenki, dlatego że Łukaszenka pod takim samym hasłem, pod takim sztandarem jak Jarosław Kaczyński, rozpoczynał ograniczanie demokracji - oświadczył Olejniczak, który dodał, że zwróci się do marszałka Sejmu Marka Jurka o przeprowadzenie w marcu plenarnej debaty na temat funkcjonowania mediów w Polsce. Jak powiedział Olejniczak, "jeśli Jarosław Kaczyński chce wprowadzać takie same rozwiązania (dotyczące mediów) jak na Białorusi, to my temu panu dziękujemy i zachęcamy go do innego myślenia". - Błędem jest też to, że Jarosław Kaczyński myśli, że może się komunikować ze społeczeństwem tylko za pośrednictwem mediów ojca Rydzyka - dodał szef SLD. "Głupota roku" Z kolei Jan Rokita z PO powiedział, że stwierdzenie szefa PiS zaliczyłby do "głupot roku". - Uważam, że w Polsce są wolne media, że polskie dziennikarstwo ma dość wysoki poziom - ocenił. Według niego, kontekstem wypowiedzi Kaczyńskiego była próba uzasadnienia słuszności tego, iż "Lech Kaczyński i Zbigniew Wassermann, jako kierownicy ministerstwa sprawiedliwości, poddali inwigilacji środowisko dziennikarskie w Polsce, w tym konkretnie dziennikarzy 'Rzeczpospolitej'". O tym, że pięć lat temu na zlecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego jego ludzie inwigilowali dwoje reporterów "Rzeczpospolitej" napisał wczoraj "Newsweek". Sprawdzano kontakty dziennikarzy, przesłuchiwano informatorów i zaglądano w billingi. Obecny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro tłumaczył jednak po tej publikacji, że śledztwo z 2001 roku dotyczyło nie mediów, ale służb specjalnych, które chciały wtedy przez media dyskredytować wysokich urzędników państwa. Będzie komisja śledcza? Rokita oświadczył dziś, że PO domaga się wyjaśnień i publikacji wszystkich dokumentów w opisanej przez tygodnik "Newsweek" sprawie inwigilacji dziennikarzy. Według niego, gdyby okazało się, że Lech Kaczyński - kiedy był ministrem sprawiedliwości - podjął decyzję o "inwigilacji dziennikarzy", Platforma poważnie zastanowiłaby się nad złożeniem wniosku o powołanie komisji śledczej do zbadania całej sprawy. Gdyby tak było - dodał Rokita - to byłoby to "naruszenie zasad w najwyższym stopniu". - Uważam, że to jest sprawa na komisję śledczą, że inwigilacja dziennikarstwa przez Lecha Kaczyńskiego i Zbigniewa Wassermanna to jest jedno z najpoważniejszych wydarzeń w dziejach polskich służb specjalnych w ostatnich latach - ocenił Rokita. Zobacz też: "Kompania Braci na wojnie z mediami"