We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie skazał nieprawomocnie Bielawnego za nieprawidłowości w ochronie wizyt premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku w 2010 r. na karę łączną 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 10 tys. zł grzywny i 5-letni zakaz zajmowania stanowisk w państwowych służbach ochrony. Jednocześnie sąd uznał w uzasadnieniu wyroku, że nie ma podstaw, by uznać, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, a BOR prawidłowo sprawdził pod tym kątem prezydencki Tu-154 przed lotem 10 kwietnia. "Ten wyrok pokazuje jedno, że jednak organizacja lotu do Smoleńska nie była przygotowana, wbrew temu, o czym nas zapewniała poprzednia koalicja rządząca. Nie jest tak, że wszystko było zgodne z prawem, wszystko było zabezpieczone, wszystko było sprawdzane, o czym przez tyle lat byliśmy zapewniani przez polityków PO i PSL" - powiedziała Mazurek. Odnosząc się do uzasadnienia sądu, że nie ma podstaw, by uznać, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, oceniła, że "ta teza jest nieuprawniona i przedwczesna". "Sąd nie badał tego, czy doszło do zamachu, czy nie, bo (sąd) nie miał do tego wystarczających dowodów. Sądzę, że ta teza i ta wypowiedź sędziego jest nieuprawniona" - powiedziała Mazurek. Jak dodała, "to nie jest tak, że bez przyczyny życie traci prezydent, jego małżonka, cała delegacja i nie ma winnych". "Tyle lat ta sprawa się ciągnie, dla wielu Polaków jest to niezrozumiałe, że do tej pory tak naprawdę nikt nie poniósł odpowiedzialności" - podkreśliła rzeczniczka klubu PiS. Komentarz Jarosława Kaczyńskiego "Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków, ale nie znam materiału dowodowego w tej sprawie, także nie potrafię ocenić tego wyroku" - powiedział pytany o komentarz do sprawy Jarosław Kaczyński. Wdowa po Januszu Kochanowskim powiedziała z kolei: "Cieszy taki wyrok, szkoda, że w zawieszeniu"; dodała, że takich wyroków powinno być "dużo więcej". Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, mówiła, że kwestia winy i kary była dla niej zawsze drugorzędna, a najważniejsza była prawda. Jerzy Nowacki, wdowiec po b. wicepremier Izabeli Jarudze-Nowackiej ocenił, że na pewno były błędy, ale zastrzegł, że nie wie, czy akurat b. wiceszef BOR był winny. "Jedna osoba to troszeczkę za mało i jakieś 1,5 roku w zawieszeniu to tak trochę słabo za taką tragedię" - uznał wnuk Anny Walentynowicz, Piotr. Wyrok w zawieszeniu jest "spuścizną po czasach lekceważenia bezpieczeństwa i odpowiedzialności za zagrożenia, jakie spotkały te osoby, które poległy w Smoleńsku" - ocenił szef MON Antoni Macierewicz. "Musimy sobie zdawać sprawę z dysproporcji między skalą tragedii i odpowiedzialności, która ciążyła na podsądnych, a wyrokiem. Ale sędziowie i sądy są niezawiśli, i my oczywiście szanujemy ten wyrok" - dodał. Schetyna: To jest dla mnie zaskakujące Z kolei szef PO Grzegorz Schetyna podkreślił, że dla niego wyrok jest zaskakujący. "Wydawało mi się - takie przynajmniej były sygnały wcześniejsze z rozprawy i z kolejnych rozpraw - że kwestia organizacji i całego przebiegu (lotu) była przygotowana w sposób profesjonalny, i to jest dla mnie zaskakujące" - dodał Schetyna. Jednocześnie zaznaczył, że nie zna jeszcze szczegółów uzasadnienia wyroku. "Nie znam szczegółów, także gdy zapoznam się z uzasadnieniem wyroku, to będziemy wiedzieć coś więcej" - dodał. Bielawnego oskarżono o niedopełnienie obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura. Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga "skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska". Drugi zarzut to poświadczenie nieprawdy w dokumentach, że fotograf współpracujący z BOR jest funkcjonariuszem Biura w delegacji do Smoleńska. Po wyroku Bielawny powiedział dziennikarzom tylko, że nie będzie komentował sprawy do prawomocnego jej zakończenia.