Europoseł PiS Tomasz Poręba powiedział na środowej konferencji w Sejmie, że wyrzucenie z pracy dziennikarza Cezarego Gmyza "przez oligarchę medialnego" za "dochodzenie do prawdy" to standard niespotykany w Europie. - To standardy białoruskie, a nie europejskie - dodał. Poinformował też, że w tej sprawie została wysłana interpelacja do Komisji Europejskiej. Zapowiedział również podjęcie działań na forum europarlamentu, które mają na celu "umiędzynarodowienie" tej sprawy i zainteresowanie - jak mówił - "skrajnym przypadkiem łamania wolności słowa w Polsce". Zapowiedział też, iż europosłowie PiS poruszą sprawę na najbliższym posiedzeniu komisji petycji Parlamentu Europejskiego, a także na forum swojej grupy. - Będziemy się domagać, by ta sprawa poprzez kierownictwo naszej grupy stanęła na konferencji przewodniczących PE z propozycją, żądaniem, aby w tej sprawie Parlament Europejski z naszej inicjatywy przyjął rezolucję na temat łamania wolności słowa i niezależności dziennikarskiej w Polsce - wyjaśnił. Według Poręby kolejnym celem europosłów PiS będzie przygotowanie w PE wysłuchania publicznego w tej sprawie. "To test" Zdaniem posła PiS Kazimierza Ujazdowskiego zwolnieniem Gmyza powinien się zająć Rzecznik Praw Obywatelskich, który ma nie tylko prawo, ale i obowiązek zajmowania się wszystkimi naruszeniami prawa w każdej sferze życia społecznego. - Także naruszeniami prawa, które mają miejsce w przypadku instytucji prywatnych - zaznaczył. - Apeluję do pani profesor Ireny Lipowicz, Rzecznika Praw Obywatelskich o podjęcie działań z własnej inicjatywy (...). To test na to, czy Polska ma Rzecznika Praw Obywatelskich - dodał. RPO nie odniósł się do tego apelu. - Do tej pory do Biura RPO nie wpłynęła skarga związana z tą sprawą - poinformowała Anna Kabulska z Wydziału Komunikacji Społecznej Biura RPO w odpowiedzi na pytanie o postulaty PiS. W związku z publikacją "Trotyl we wraku Tupolewa" Rada Nadzorcza Presspubliki, wydawcy "Rzeczpospolitej", rekomendowała w poniedziałek zarządowi odwołanie red. naczelnego "Rz" Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcy Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz red. Cezarego Gmyza. "Rada Nadzorcza oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz po przeprowadzonym postępowaniu uznaje, że dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany" - brzmi oświadczenie wydawcy. W ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia; wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreśliła prokuratura.