PiS oskarża urzędników stołecznego ratusza, że podejmują działania mające zmniejszyć frekwencję w październikowym referendum ws. odwołania prezydent Warszawy. W liście otwartym klubu tej partii skierowanym do Gronkiewicz-Waltz i przesłanym PAP politycy przypominają medialne doniesienia, świadczące - ich zdaniem - o działaniach urzędników, które mają zmniejszyć frekwencję w referendum. Zaznaczają m.in., że Polskie Radio odmówiło emisji spotów profrekwencyjnych, przygotowanych przez Warszawską Wspólnotę Samorządową. "Dziś, z kolei, Metro Warszawskie blokuje możliwość wywieszenia materiałów profrekwencyjnych zamówionych przez Prawo i Sprawiedliwość. W związku z powyższym zwracamy się do pani z pytaniem, kto w podległym pani ratuszu podjął decyzję o uniemożliwieniu wywieszania profrekwencyjnych plakatów w warszawskim metrze" - napisali politycy PiS. Jak podkreślili, "takie praktyki są skandaliczne i blokowanie możliwości wywieszania plakatów w warszawskim metrze wpisuje się w serię niedopuszczalnych praktyk stosowanych przez ratusz". Wicerzecznik urzędu miasta Agnieszka Kłąb, poproszona o komentarz w tej sprawie, powiedziała PAP: - Nic nie wiemy o takiej sytuacji blokowania. Dodała też, że sprawdzi, czy pismo PiS w tej sprawie wpłynęło do ratusza. Rzecznik Metra Warszawskiego Krzysztof Malawko nie wykluczył w rozmowie z PAP, że "nieodpowiedzialne postępowanie jednego pracownika nieupoważnionego przez zarząd uwikłało metro w aferę polityczną". - Zaszło kompletne nieporozumienie, nie zmieniamy naszych zasad dotyczących publikacji reklam. Do firm AMS i Stroer (firmy mające umowy na obsługę powierzchni reklamowych w wagonach metra - PAP) wysłaliśmy maila, w którym przypominamy, że obowiązuje nas umowa i wszystkie zasady w niej opisane - zaznaczył. Podkreślał, że zasady postępowania metra są "jasne i jednoznaczne". - Jeśli reklama nie narusza prawa, to my nie możemy i nie mamy zamiaru w taką sytuację w ogóle ingerować. Nie jesteśmy zainteresowani pracą cenzury w metrze i tego nie robimy - zaznaczył. - Jeśli natomiast tutaj któryś z naszych pracowników zachował się nierozważnie - mówię "jeżeli", bo my tę sytuację musimy jutro wyjaśnić, jakie dokładnie stanowisko zajął nasz pracownik - to na pewno nie było to stanowisko uzgodnione z zarządem, bo zarząd ode mnie dowiedział się o zaistniałej sytuacji - powiedział Malawko. Jak mówił, na terenie metra wielokrotnie przed kampaniami wyborczymi i w ich trakcie emitowane były spoty i umieszczane materiały. - Więc co się tutaj zadziało, tego, powiem szczerze, nie wiemy - stwierdził Malawko. Podkreślił także, że metro nie widzi powodów, dla których materiały PiS nie miałyby się tam znaleźć. - Nie rozumiemy, dlaczego agencje reklamowe w tej konkretnej sytuacji postąpiły inaczej niż dotychczas, inaczej niż obowiązuje umowa. Bo jeśli nawet nasz pracownik zachował się w sposób, powiedziałbym, mocno nierozważny, wikłając nas w taką sytuację, to agencje reklamowe obowiązuje umowa, a nie zdanie jakiejś osoby - zaznaczył. Rzecznik PiS Adam Hofman mówił wcześniej, że firmy reklamowe mają zapis w umowie, że każdą ekspozycję muszą konsultować z metrem. - W wypadku jednej z firm nie przeszła konsultacji, czyli metro zablokowało naszą kampanię - powiedział. Metro Warszawskie jest miejską spółką transportową. Referendum ws. odwołania prezydent stolicy odbędzie się 13 października. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta w Warszawie w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Inicjatywę zapoczątkowaną przez szefa Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, burmistrza Ursynowa Piotra Guziała poparły do tej pory m.in.: PiS, Ruch Palikota i Solidarna Polska, których działacze włączyli się w zbiórkę podpisów pod wnioskiem o odwołanie prezydent Warszawy.