Karski podkreślił, że Chiny to kraj, który łamie prawa człowieka. Według polityka, polscy sportowcy powinni wziąć udział w olimpiadzie; na igrzyska do Pekinu nie powinni jednak jechać przedstawiciele polskiego rządu. Poseł argumentował na poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie, że komisje spraw zagranicznych i sportu powinny przyjrzeć się organizacji igrzysk w Pekinie, tym bardziej, że w ostatnich dniach doszło do stłumienia wystąpień mieszkańców Tybetu, siłą przyłączonego do Chin. Chińskie władze krwawo stłumiły demonstracje mnichów w dawnej stolicy Tybetu Lhasie; według tybetańskich władz emigracyjnych zginęło kilkaset osób, według Chin - 16. - Chiny, otrzymując prawo do organizacji igrzysk olimpijskich, zobowiązały się do wykonania szeregu zmian w swoim własnym postępowaniu, w prawie wewnętrznym - podkreślił poseł. Karski przyznał, że wybór Chin na organizatora igrzysk, dokonany przed ośmioma laty, "od początku budził wątpliwości". Jak mówił, w Chinach nastąpiły zmiany, ale jednak "nie tak daleko idące, do jakich ten kraj się zobowiązał". Poseł jest zdania, że sportowcy nie powinni jednak bojkotować olimpiady w Pekinie. - Jeśli olimpiada odbyła się w roku 1936 w Berlinie, to może się odbyć w roku 2008 w Pekinie - uważa Karski. - Natomiast jeśli mówimy o jakiejś formie nieuczestniczenia w pełnym wymiarze w olimpiadzie, to uważam, że powinno zostać przyjęte rozwiązanie, że przedstawiciele polskiego rządu nie biorą udziału w olimpiadzie, nie wyjeżdżają tam ministrowie, przedstawiciele administracji rządowej - powiedział poseł. W jego ocenie, udział tych osób w olimpiadzie byłby "rodzajem wsparcia dla rządu Chińskiej Republiki Ludowej w jego działalności". Karski jest zdania, że "można także rozważyć ograniczenie wyjazdów (na igrzyska) działaczy sportowych, w takim zakresie, w jakim ich obecność nie ma charakteru bezpośrednio związanego z przebiegiem samej olimpiady". W poniedziałek Komisja Europejska, która jest "bardzo zaniepokojona" wydarzeniami w Tybecie, oceniła, że bojkot letniej olimpiady w Pekinie nie jest stosownym środkiem rozwiązania problemu. Od bojkotu, który za niepotrzebny uznaje sam Dalajlama XIV, odżegnują się też unijni ministrowie sportu.