Nikt chyba z młodego pokolenia twórców nie jeździ tak dużo po Polsce jak on – reżyseruje w Koszalinie i Bielsku-Białej, Warszawie i Zielonej Górze. Ratajczak rzuca się z ciekawością na wszystkie gorące tematy dnia - jak sprawa polskiej odpowiedzialności za mord w Jedwabnem (Nic co ludzkie, Scena Prapremier InVitro w Lublinie, 2008), kapitulacja polskiej inteligencji w nowej rzeczywistości (Dzień świra, Teatr Współczesny w Szczecinie, 2007), koszty naszego udziału w wojnie z terroryzmem w Chłopcu malowanym (Teatr Polski w Poznaniu, 2010). W tym ostatnim spektaklu opowiada o chłopaku, polskim żołnierzu, który zginął w Afganistanie nie jako bohater, ale narkotykowy diler naszego kontyngentu w siłach stabilizacyjnych. Jego matka nie chce wpuścić do mieszkania dwóch umundurowanych trepów - posłańców z Wojska Polskiego przynoszących wiadomość o jego śmierci. W Selekcji (Teatr Wytwórnia w Warszawie, 2010) zaprasza nas do fantastycznej republiki, w której seryjni mordercy startują w wyborach, są wybierani na prezydentów, mają swoje programy w telewizji, otoczeni tłumami wielbicieli nieustannie analizują swoje zbrodnie. Na scenę wchodzą i agitują widzów oprawcy z Funny Games, Bonnie and Clyde, American Psycho i inni. Ratajczak rozlicza swoje pokolenie ze stosunku do komunizmu. W Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami (Teatr Polski w Bielsku-Białej, 2009) proponował przewrotną zabawę w pamiętanie peerelu. Wspólnie z grupą aktorów próbował pokazać, jak rozumie swój udział w tamtym systemie generacja dzisiejszych trzydziestokilku-czterdziestolatków. Wnioski, do jakich dochodzą, są w jakimś sensie do przewidzenia: pamiętamy swoją młodość a nie schyłek systemu. Opresyjny porządek przegrywa z siłami potężniejszymi od niego - pierwszą miłością, buntem przeciwko dorosłym, fascynacją muzyką grup Klaus Mittfoch, Kult a nawet Lombard. Naiwność i żarliwość młodości zaraża i zniekształca obraz Polski Ludowej, w powszechną szarość wdziera się surrealna barwa. Już nie straszny ten komunizm, ale przede wszystkim komiczny. Sięgając do dwóch filmów Feliksa Falka Wodzirej i Bohater roku przygotował w Koszalinie (2008) i w Wałbrzychu (2009) frapującą dylogię o konformizmie. Przenosząc centralną postać kina moralnego niepokoju Lutka Danielaka w nasze czasy, podmienił realia i akcenty tamtych wstrząsających wiwisekcji duszy człowieka idącego po trupach do kariery, pokazał, że diagnozy Falka pozostają świeże i trafne. Nowa rzeczywistość to te same brudy, fałsze i kapitulacje moralne. Ratajczak mówił za swoją generację: nie jesteśmy lepsi od tych peerelowskich karierowiczów, też kurwimy się na potęgę, też sprzedajemy swoją godność i przyzwoitość. Klasyka - Witkacy (koszalińscy Szewcy, 2009) i Czechow (zielonogórskie Trzy siostry, 2010) to z kolei przestrzeń, w której Ratajczak kłóci się z historią XX wieku. Bohaterom Trzech sióstr dopisano do biografii całe minione stulecie. Zaczyna się jak Stanisławski przykazał w strojach z epoki wiśniowych sadów i romansujących letników, a potem świat garnizonowego miasteczka nawiedzają Orwell i Holokaust. Każda kolejna sekwencja rozlicza marzenia dawnych sióstr. Aktorzy w imieniu postaci Czechowa wykrzykują do mikrofonów swoje rozczarowanie życiem, polityką, kapitalizmem i mediami. Trzy siostry kontra Hitler, Stalin i Castro. Gdzie Wierszynin tam i Wietnam, gdzie Tuzenbach tam i eutanazja. Trzy siostry służą do wykrzyczenia publicystycznych treści. Ratajczak ćwiartuje dramat Czechowa, niszczy jego założenia, konstrukcję i bohaterów, żeby pokazać wstrząsający epilog jego i naszych nadziei.