Bogdan Rymanowski: Czy pan już wie, skąd pochodziła zarażona krowa? Dzisiaj mieliśmy to wiedzieć. Piotr Kołodziej: Ja wiem nieoficjalnie. Jest to już ustalone. Oficjalna informacja wyjdzie z prokuratury w Tarnowie, która prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Bogdan Rymanowski: To proszę nam zdradzić choć niektóre wątki tej nieoficjalnej informacji. Myślę, że wszyscy słuchacze na to czekają. Piotr Kołodziej: Prawdopodobnie pochodzi z powiatu tarnowskiego, z okolic Tarnowa, z małego stada, w związku z czym nie powinno być problemów przy postępowaniu likwidacyjnym. Sądzę nawet, że jeżeli dokładnie prześledzimy cały proces wychowania tego zwierzęcia, stado powinno zostać nienaruszone. Bogdan Rymanowski: Co to znaczy małe stado? To jest kilka czy kilkadziesiąt krów? Piotr Kołodziej: Nie. Ja mówiąc o małym stadzie mam na myśli stado do 10 sztuk. Bogdan Rymanowski: Co się stanie z tymi krowami? Czy one zostaną wybite? Piotr Kołodziej: Jeżeli rzeczywiście informacja się potwierdzi, to niewykluczone, że zwierzęta zostaną w gospodarstwie biorąc pod uwagę ich wiek. Bogdan Rymanowski: Czyli nie będzie sytuacji takiej, która pokazywałaby, że dojdzie do zniszczenia tych zwierząt? Piotr Kołodziej: W tej chwili sądzę, że nie, ale tak jak mówię to trzeba dokładnie ustalić. Jeżeli będziemy mieli zwierzęta w wieku powyżej 24. miesiąca życia, czy nawet powyżej roku to będziemy się zastanawiać, co z nimi zrobić. Jeżeli będą zwierzęta młodsze to nie stanowią one żadnego potencjalnego zagrożenia i będą ewentualnie pod obserwacją weterynaryjną. Bogdan Rymanowski: Jak pan myśli, czy to wszystko nie za długo trwało, dlatego, że czekaliśmy na ten wynik dobrych kilka dni? Piotr Kołodziej: Ja myślę, że to co jest w tej chwili to jest skuteczna akcja policji i inspekcji weterynaryjnej. Biorąc pod uwagę dokumenty, które mieliśmy do dyspozycji, szczerze mówiąc nie były to dokumenty w pełni wiarygodne, w związku z czym trzeba było uruchomić jednak organy ścigania. Gdyby identyfikacja zwierząt była prowadzona na wzór unijny, a równocześnie uczciwość pośredników byłaby nienaganna to ustalilibyśmy pochodzenie w ciągu kilku godzin. Bogdan Rymanowski: Czyli można powiedzieć, że polski system identyfikacji krów jest dziurawy? Piotr Kołodziej: To nie jest żadną tajemnicą. Identyfikacja zwierząt prowadzona w tej chwili w Polsce nie jest zgodna z wymaganiami Unii i przepisy obecnie obowiązujące w Polsce nakazują zupełnie inny system prowadzenia identyfikacji zwierząt. Czekamy kiedy zostanie wprowadzony w życie. Bogdan Rymanowski: Co powiedziałby pan ludziom, którzy wybierają się dzisiaj do sklepu mięsnego i chcieliby wołowinę? Mają ja kupić czy też raczej się wstrzymać? Piotr Kołodziej: Ja w każdym razie nie zmieniam swojego menu. Dalej jem wołowinę. Wydaje mi się, że to, co robimy w tej chwili, te całe procedury kontrolne, prewencja w zakresie BSE jest zgodna z prewencją unijną i świadczy o tym wynik, który mamy, czyli wynik dodatni. Zwierzęta zakażone na pewno nie będą wchodziły na rynek. Bogdan Rymanowski: Wołowiny raczej nie je się na śniadanie, ale zapytajmy teraz profesora Pawła Liberskiego, czy on ma powody do obaw? Czy zmienia swoje menu, czy nie? Czy Polacy powinni się bać, czy też nie wpadajmy w panikę? Paweł Liberski: Pewnie nie trzeba wpadać w panikę, ale jest to kwestia akceptacji takiego czy innego ryzyka. Jedna krowa oczywiście niczego nie zmienia, tym bardziej, że została na szczęście wychwycona. Pytanie tylko czy wcześniej były inne krowy, które trafiły do łańcucha pokarmowego, a tego nie wiemy. Bogdan Rymanowski: Pana zdaniem mogły takie krowy być? Paweł Liberski: Jedna została wychwycona po 100 tysiącach badań. W Austrii zostało wychwycone pierwsze zwierzę po kilkuset tysiącach badań, czyli w Polsce nastąpiło to wcześniej. Albo służby weterynaryjne miały szczęście i wychwyciły pojedynczy przypadek, albo to znaczy, że było ich trochę więcej i dlatego było łatwiej wychwycić. Na to pytanie nie ma żadnej odpowiedzi. Piotr Kołodziej: Ja myślę, że jest odpowiedź, ponieważ system stosowany w Polsce i testy stosowane w Polsce przy badaniu BSE są takimi samymi testami, jakie stosują kraje unijne. Są trzy dopuszczone testy w Polsce, tzw. szybkie testy i wykryliśmy to tak, jak powinniśmy to wykryć, w odpowiednim czasie. To, że zbadaliśmy 100 tysięcy sztuk, Austria kilkaset tysięcy, w innych krajach było po 20 tysiącach. Nie ma reguły w wykrywaniu BSE i wydaje mi się, ze ta metoda, która jest w tej chwili stosowana daje gwarancję bezpieczeństwa. Bogdan Rymanowski: Ale sam pan powiedział, że w Polsce nie ma takiego systemu jak w Unii Europejskiej. Nie możemy sprawdzić w każdym momencie, nie może kupujący mięso sprawdzić, skąd pochodzi dana wołowina. Piotr Kołodziej: Nie ma systemu identyfikacji, takiego jak jest w UE, natomiast system badań, profilaktyka, prewencja w zakresie BSE jest taka sama, jak w UE. Jest segregacja tzw. materiału szczególnego ryzyka, czyli to co pan profesor potwierdzi, tkanki najbardziej niebezpieczne są eliminowane na poziomie rzeźni ? palone. Badanie jest prowadzone tak samo jak w UE, nawet takimi samymi testami. W związku z tym podstawowym elementem jest to, żeby mięso nie trafiło do konsumenta i to jest spełnione również w Polsce. Bogdan Rymanowski: Panie profesorze, czy po zjedzeniu wołowiny zarażonej BSE coś nam w ogóle grozi? Profesor Zygmunt Gil z Akademii Rolniczej w Krakowie uważa, że nie ma żadnych dowodów na to, że można zachorować na chorobę Creuzfeldta Jacoba po zjedzeniu mięsa. Paweł Liberski: Profesor Gil nie wie, o czym mówi najwidoczniej. Po zjedzeniu mięśnia jako mięśnia prawdopodobnie nie, natomiast dowody, że czynnik czy prion, który wywołała wariant choroby Creuzfeldta Jacoba i BSE są całkowicie akceptowane, tzn. uważa się, że zakażenie nie występuje po zjedzeniu samego mięśnia tylko po zakażeniu tkanek nerwowych, które kontaminują mięsień. Świadczy o tym zresztą bardzo wyraźnie - już poza metodami czysto eksperymentalnymi, które są publikowane od wielu lat i znane - historia tzw. klastra z Wielkiej Brytanii, gdzie badanie epidemiologiczne wykazało, w jaki sposób zaraziło się pięć osób wariantem choroby Creuzfeldta Jakoba. Tak więc to nie jest mięsień. Jeżeli mięsień by się oczyściło eksperymentalnie z tkanki nerwowej to do chwili obecnej mięsień jest chyba niezakaźny. Bogdan Rymanowski: Ale co to konkretnie oznacza dla przeciętnego zjadacza mięsa? Gdyby to zarażone mięso przedostało się jeszcze wcześniej przed wykryciem, to mielibyśmy problem? Paweł Liberski: Może być problem. Piotr Kołodziej: Przepraszam bardzo, ale ja bym tutaj za bardzo nie spekulował. Trzeba jednoznacznie powiedzieć, że do tej pory nie udowodniono przeniesienia BSE na człowieka i nowa wersja Creuzfeldta Jakoba. Czynnik odpowiedzialny za BSE i czynnik odpowiedzialny za nową wersję Creuzfeldta Jakoba są identyczne. To prawda i dlatego trzeba być bardzo ostrożnym i dlatego są prowadzone te wszystkie badania. Paweł Liberski: Nie można udowodnić eksperymentalnie, bo trzeba by zakazić człowieka. Tego się nie da zrobić. Natomiast we wszystkich badaniach eksperymentalnych, w tym badaniach na prymatach, czyli naczelnych ? czynnik jest identyczny. Nie ma wątpliwości, że to co zakaziło człowieka jest tym samym, co zakaziło BSE. Oczywiście nie znane są drogi zakaźne. Bogdan Rymanowski: Ile takich przypadków, czy były takie przypadki w Polsce zachorowania na chorobę Creuzfeldta Jakoba? Paweł Liberski: Na chorobę Creuzfeldta Jakoba tak, ale to jest sporadyczna choroba. To nie ma nic wspólnego z wariantem, natomiast na wariant choroby Creuzfeldta Jakoba nie i tych przypadków jest grubo ponad setka w Wielkiej Brytanii, trzy we Francji, jedne na Sycylii i jeden albo dwa przypadki w Irlandii. Żeby mogły być w Polsce przypadki wariantów - jeżeli BSE jest teraz - to nie muszą oczywiście być przy niskim poziomie infekcjonośnym, ale jeżeli by były to dopiero za jakieś 10-14 lat. Bogdan Rymanowski: Jednym słowem nie wpadajmy w panikę. Piotr Kołodziej: Wydaje mi się, że ten czynnik jest rzeczywiście taki sam przy BSE i nowej wersji Creuzfeldta Jakoba. Natomiast to, co pan powiedział, nie było żadnego przypadku w Polsce a te przypadki, które były w Wielkiej Brytanii dotyczyły głównie Walii, Irlandii Północnej i Szkocji. Nie wpadajmy w panikę, obserwujmy spokojnie. Jeżeli to wszystko będzie badane i na poziomie rzeźni eliminowane będą tusze zakażone to na pewno konsumentom nic nie grozi.