Pytany w Polsat News, czy zna plan wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja, o którym mówił kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów, dopuszczając w przyszłości adopcję dzieci przez związki partnerskie, Piontkowski zwrócił uwagę, że "to nie jest żaden tajemniczy plan". Przypomniał, że ostatnio mówiła o tym także "premier in spe opozycji pani Małgorzata Kidawa-Błońska, która wspomniała, że jest za związkami partnerskimi, i w konsekwencji za adopcją dzieci". Dodał, że podobnie mówił kilka miesięcy temu poseł PO-KO Rafał Grupiński. "To jest więc propozycja części środowisk politycznych poparcia postulatów środowiska LGBT, aby doprowadzić do tego, aby po pierwsze były związki partnerskie, a w dalszej perspektywie także możliwość adopcji dzieci" - ocenił. Jak podkreślił, "z naszego punktu widzenia jest to oczywiście niedopuszczalne". "Warszawa sobie nie radzi z oświatą" Po uwadze, że dyskusja zaczęła się od planów edukacji o LGBT w warszawskich szkołach, minister został zapytany, czy jest to dla niego "ważny temat". "Jest to jeden z tematów, który się pojawia. Mamy często sygnały od rodziców, którzy są przeciwni temu, aby samorządy wprowadzały w szkołach tego typu zajęcia, które są niezgodne z ich światopoglądem. Na szczęście prezydent (Warszawy Rafał) Trzaskowski wycofał się z tego. Tym bardziej, że były to działania niezgodne z prawem, ponieważ nie można wprowadzać zajęć, które są nieakceptowalne przez rodziców, albo są niezgodne z podstawami programowymi funkcjonującymi w szkołach. I dobrze, że prezydent Warszawy z tego się wycofał" - powiedział szef MEN. Piontkowski pytany o warunki nauki na przykładzie Warszawy, gdzie niektórzy "uczą się do 19.30", odparł, że "trzeba by zapytać władze Warszawy, co zrobiły, aby dzieci uczyły się w lepszych warunkach". "Świat nie kończy się na Warszawie i w zdecydowanej większości polskich szkół nie ma problemu, jeśli chodzi o liczbę sal, pomieszczeń, w których może odbywać się nauka" - zaznaczył. Dodał, że "oświata jest to jedna z kilku dziedzin, z którymi Warszawa sobie nie radzi". "Dzieciaki nie powinny uczyć się na dwie zmiany" Na uwagę, że w stolicy pobiera naukę 40 tys. dzieci, co można porównać do populacji Świnoujścia, czy Bolesławca, Piontkowski odparł, że "równie dobrze można powiedzieć, że Warszawa, to półtora miliona ludzi". Minister zaznaczył, że "w całej Polsce jest 'zwiększony rocznik' ", ale - jak zapewnił - "nie słyszę od większości samorządów narzekań na to, że jest więcej dzieci". "Liczba dzieci w poszczególnych powiatach i gminach jest proporcjonalnie większa, tak samo jak w Warszawie. I większość samorządów na to nie narzeka, a wręcz przeciwnie. Wiele z nich mówi, że 'w końcu mamy szansę na to, aby zapełnić szkoły, bo one z powodu niżu demograficznego w ostatnich latach stały prawie puste, a nauczyciele martwili się, czy będą mieli pracę, i teraz możemy w końcu zacząć normalnie działać" " - powiedział. Piątkowski pytany, czy "w zasadzie w żaden sposób reforma edukacji nie sprawiła, że dzieci muszą się uczyć do 19.30", ocenił, że "tak nie jest, to jest raczej wyjątek". Podkreślił, że "to jest niedobre rozwiązanie". "Dzieciaki nie powinny uczyć się na dwie zmiany, to jest oczywiste" - dodał.