"Na pewno ta prezydentura nie ma charakteru konfrontacyjnego. Widać wyraźnie, że prezydent Komorowski sprzyja swojemu środowisku politycznemu, ale to sprzyjanie nie polega na uległości. Komorowski kilkakrotnie zamanifestował swoją autonomię, m.in. wetując dwie ustawy i wysyłając kilka do Trybunału Konstytucyjnego. Żaden prezydent nie jest w stanie całkowicie wyemancypować się ze swojego środowiska politycznego, bo to środowisko określa jego poglądy, jego priorytety dotyczące sposobów rozwiązywania problemów kraju. W tym sensie także i prezydent Komorowski nie jest wolny od tego powiązania. W wypadku Komorowskiego nie ma jednak mowy o uległości. Opozycja mówi takie rzeczy, bo jest opozycją i ma prawo, ale racji do końca nie ma. Komorowski coraz bardziej odnajduje się roli głowy państwa. Widać, że bycie w tej roli czysto po ludzku sprawia mu coraz większą przyjemność. Tym bardziej, że po tym pierwszym okresie gaf i niezręczności, udaje mu się skutecznie unikać tego rodzaju sytuacji. Prezydent uczy się sprawowania swego urzędu i coraz swobodniej funkcjonuje w tej roli podobnie jak jego małżonka, jego otoczenie podobnie. To jest dobre, bo jest wielu polityków, którzy przez cale życie tkwią w swoich błędach. Prezydentura Komorowskiego jest dobrze oceniana przez Polaków, co widać w kolejnych sondażach zaufania, których liderem od wielu miesięcy jest prezydent. Myślę, że Polakom podoba się przede wszystkim ta niekonfrontacyjność. Komorowski reprezentuje raczej poglądy konserwatywne. Ma jednak dużo empatii i sympatii dla ludzi o innym światopoglądzie; nie jest osobą, która w jakiś radykalny sposób walczy o prymat swych własnych poglądów. Jeśli miałabym porównywać tę prezydenturę do innych polskich, to Komorowski na pewno jest bliższy filozofii sprawowania urzędu reprezentowanej przez Aleksandra Kwaśniewskiego niż Lecha Kaczyńskiego, który zdecydowanie bardziej był związany emocjonalnie i programowo ze swoim obozem politycznym".