DZIENNIK: Głośna jest historia podróży prezydenta do Gruzji, gdy pilot odmówił mu lądowania w Tbilisi. Lech Kaczyński wtargnął do kabiny pilota i nakazał mu lot do Gruzji. Pilot odpowiedział tylko, że miał inny rozkaz. Na to prezydent: - A kto jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych? Tomasz Pietrzak: W Polsce zaplanowano taką trasę: Warszawa - Symferopol na Ukrainie - Ganca w Azerbejdżanie. Reszty nie chcę komentować. Pilot miał odmówić wykonania polecenia prezydenta dopiero po konsultacjach ze swoimi przełożonymi, czyli z panem. Dlaczego nie mógł wykonać tego lotu? W Gruzji były prowadzone działania wojenne. Nie wiedzieliśmy, kto zarządza przestrzenią powietrzną, w jakim stanie jest lotnisko, a przede wszystkim nie mieliśmy zgody dyplomatycznej. Z jakim wyprzedzeniem trzeba załatwiać zgodę dyplomatyczną? W zależności od kraju na pięć, siedem dni wcześniej. A jeśli jest to lot nagły? Można to załatwić w ciągu kilku godzin. Ale nie w rejonie wojny. Na wojny nie lata się ad hoc. Czyli teoretycznie żaden VIP nie powinien lecieć do Iraku czy Afganistanu? W tych krajach panuje inna sytuacja. W Iraku przestrzenią powietrzną zarządzają Amerykanie, w Afganistanie - siły ISAF. My z nimi uzgadniamy przelot. W Gruzji trwał konflikt i nie było jasne, kto zarządza przestrzenią powietrzną. Piloci mówią, że po lądowaniu w Azerbejdżanie prezydent pogroził pilotowi. Miał mu powiedzieć: jeszcze się policzymy. Czy trwa jakieś postępowanie dyscyplinarne? Nie jest prowadzone. Czy pana zdaniem pilot podjął słuszną decyzję? Jedynie słuszną. Gdyby samowolnie zmienił zadanie i tym samym złamał rozkaz, który otrzymał, to byłby oskarżony o narażenie prezydenta na utratę życia.