W przedstawienie wprowadza nas dwoje służących. U Wysockiej to dwoje nastolatków, znudzonych, bo nie pijących, przytaczających krótkie wzmianki o tym, do czego zdolni są rodacy po alkoholu. Zarówno waszmościowie, jak panie dobrodziejki, otwarcie krytykujące pijących mężów, nie widzą świata poza butelką. Nie pomaga głos rozsądku lokalnego seniora (świetny Roman Gancarczyk). Mimo zarzekania się że "już ani kropli", towarzystwo opróżnia kolejne flaszki. Kluczem do spektaklu jest scena, w której bohaterowie w pijackim ciągu kręcą się w kółko na obrotowej scenie, powtarzając wciąż te same czynności Z tego kręgu nie sposób się wyrwać, nikt nawet nie próbuje, ba, nawet nie zdradza oznak niezadowolenia z takiego stanu rzeczy. Alkohol jest narodowym narkotykiem, który pozwala wszystko znieść. A główny wątek to starania dwóch kandydatów do ręki Teresy. Ojciec wybiera pijącego Iwrońskiego (dobra rola Krzysztofa Zawadzkiego), jednak po pijackiej sprzeczce zmienia zdanie. W ten sposób rękę Tereski dostaje abstynent Sobrecki, za co dziewczyna jest rodzinie ogromnie wdzięczna, bo jak mówi, Sobrecki ma wszystkie zalety Iwreckiego, a nie ma jego przywary - pociągu do kieliszka. Ślubnej pomyłki zakończonej happy endem zresztą prawie nikt nie zauważył, bo się wszystkim "filmy urwały". Przedstawienie bawi, bo na naukę już jest chyba za późno. Zresztą, jak czytamy w opisie spektaklu: "Pije się ostrożnie i z rozmachem, w tajemnicy lub na pokaz, pije się do nieprzytomności, do upadłego, na wesoło i na smutno, i w trupa. I do skutku. W czasach kryzysu alkoholu będzie coraz więcej. Dlatego teraz jest też najwyższa pora, by przemyśleć nasz stosunek do tej substancji. I zastanowić się, kto ma lepiej: ten, co jest pijany jak świnia, czy ten, co jak świnia trzeźwy jest."