To efekt kolejnej tury rozmów w sprawie umieszczenia w Polsce bazy amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. - Wraz z grupą ponad 20 przedstawicieli Departamentu Stanu, departamentu Obrony oraz dowództwa wojsk amerykańskich w Europie powołaliśmy dziś cztery grupy robocze - powiedział w Warszawie p.o. dyrektor biura do spraw polityczno-wojskowych Departamentu Stanu USA Stephen Mull, który przewodniczył amerykańskiej delegacji. W ramach jednej grupy eksperci wywiadów obu krajów ocenią zagrożenia wojskowe wobec Polski związane z ewentualnym umieszczeniem amerykańskiego systemu. Grupa ta przekaże swoją ocenę grupie do spraw modernizacji wojskowej, która przedstawi możliwości obrony. Kolejna grupa ma rozpoznać przeszkody w sprzedaży sprzętu wojskowego i przekazywaniu chronionych technologii, ostatni zespół określi możliwości finansowania modernizacji polskiej armii. Według szefa polskich negocjatorów wiceministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego dzięki rekomendacjom grup roboczych "będziemy mieli wiedzę, czego Polska potrzebuje i kto może za to zapłacić". Jak powiedział Mull, końcowy raport czterech grup roboczych, który ma powstać do końca lipca, będzie zawierał propozycje krótko- i długookresowej pomocy. Zaznaczył, że nie może podać konkretnych kwot, na jakie opiewałaby amerykańska pomoc, przed rozpoznaniem potrzeb. Dodał, że trzeba też określić, jaką część wydatków modernizacyjnych pokryje Polska. Przypomniał, że do zatwierdzonych na przyszły rok budżetowy 27 mln dolarów pomocy wojskowej dla Polski, prezydent George W. Bush wystąpił do Kongresu o dodatkowych 20 mln dolarów. Podkreślił, że Polska jest na szóstym miejscu na świecie i na pierwszym w Europie pod względem udzielonej jej przez USA pomocy wojskowej. Stanowisko polskich negocjatorów Mull określił jako mocne i energiczne. Podkreślił, że nie jest to dla strony amerykańskiej zaskoczeniem. Pytany, czy rząd amerykański rozważa inną lokalizację, podkreślił, że USA chciałyby umieścić część systemu w Polsce nie tylko z powodów geograficznych, ale i ze względu na przyjaźń między obu krajami. - Nie chciałbym mówić o innych potencjalnych lokalizacjach. To zabrzmiałoby jak groźba, a nie jestem tu po to, żeby grozić przyjaciołom. Chcielibyśmy, żeby elementy tarczy znalazły się w Polsce. Jeżeli polski rząd uznałby, że to z jakichś względów niemożliwe, uszanujemy taką decyzję i nie w płynie to negatywnie na naszą współpracę wojskową - zapewnił Mull. - Wtedy musielibyśmy przyjrzeć się innym rozwiązaniom, ale mam nadzieję, że tak się nie stanie - powiedział. Dodał, że, o ile Polska się zgodzi, rozmieszczanie bazy potrwa kilka lat, podobnie jak instalacja stacji radarowej w Czechach. Waszczykowski ocenił po rozmowach, że fakt przysłania tak licznej delegacji z USA "świadczy, że jest po ich stronie determinacja, by wyjść Polsce naprzeciw". - Wojsko ma swoje oczekiwania, natomiast jeśli chcemy, by w te oczekiwania wpasowali się Amerykanie, to trzeba ich przekonać. Oni też mają swoje poglądy na sytuację w Polsce i wokół niej, swoje aspekty budżetowe, potrzebna jest zgoda, w sprawie tego, co można zrobić i kto za to zapłaci - powiedział Waszczykowski. - Jesteśmy razem w NATO, na wiele spraw patrzymy podobnie - dodał. Na początku ubiegłego roku USA zaproponowały Polsce i Czechom rozmowy w sprawie ulokowania elementów amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. W Polsce miałaby powstać baza 10 rakiet przechwytujących, a w Czechach radar.