Piersi pod męską kontrolą
Seksistowskie, obrzydliwe i obleśne - tak feministki określiły hasło kampanii Opolskiego Centrum Onkologii: "Piersi moich pracownic sam kontroluję". O sprawie informuje "Gazeta Wyborcza".
Akcja, mająca na celu zachęcenie szefów firm i urzędów, by namawiali pracownice do profilaktycznych badań, trwa od początku roku. Jej celem jest zmobilizowanie szefów firm, jednostek samorządowych oraz rozmaitych instytucji do namawiania pracownic czy członkiń, by regularnie badały piersi. Organizatorzy kampanii przyjęli, że kobiety zachęcane przez szefów chętniej zdecydują się na udział w bezpłatnym badaniu profilaktycznym, które może wykryć wczesne stadium raka piersi oraz raka szyjki macicy. Problemem okazało się hasło akcji: "Piersi moich pracownic sam kontroluję". Spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem wielu kobiet, a zwłaszcza środowisk feministycznych.
Interweniowała pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska. Odpowiedzi doczekała się od...kobiety.
- Szukaliśmy sposobu na dotarcie do kobiet i uważam, że to nam się udało - oświadczyła Wiesława Kaczmarek, szefowa opolskiego ośrodka koordynującego program profilaktyczny. - Hasło naszej akcji wpisuje się w pomysły kreowania tego typu kampanii, które mają w nietypowy sposób zwrócić uwagę na istotne sprawy. Tu chodziło o uwrażliwienie pracodawców, by przypominali swoim podwładnym, że powinny skorzystać z bezpłatnych badań profilaktycznych - dodaje.
Kaczmarek w rozmowie z "GW" przyznaje, że Opolskie Centrum Onkologii otrzymuje listy i telefony od osób oburzonych hasłem kampanii społecznej. - Może to prowokacyjne hasło, ale o to nam chodziło, by część osób się oburzyła, a część potraktowała akcję z uśmiechem - podkreśla.
INTERIA.PL/PAP