Kraków - czego zresztą można się było wcześniej spodziewać - został opanowany przez pielgrzymów i stojących na straży ich bezpieczeństwa służb porządkowych oraz wolontariuszy. Mieszkańcy - przynajmniej w dużej większości - w obawie przed komunikacyjnym paraliżem zapobiegliwie z grodu Kraka wyjechali. Pozostali ci, którzy ze względu na wykonywany zawód, innej opcji nie mieli oraz wszyscy chcący w wielkim święcie młodości uczestniczyć. Wielki exodus Symptomy exodusu widać było już w sobotę i w niedzielę . - Przez ostatnie dwa czy trzy dni miasto było jak obumarłe. Większość ludzi wyjechała z Krakowa, żeby nie mieć problemów z dojazdem i najzwyczajniej być jak najdalej od tego całego zgiełku - przyznaje Justyna, jedna z kelnerek, pracująca na co dzień w jednym "ogródków" przy krakowskim Rynku. - Ewidentnie widać już, że Kraków zdominowali pielgrzymi. Poza nimi miało kto tutaj w ogóle zagląda. Zwykle do godziny dziesiątej codzienne gazety się rozchodzą, a dziś nadal zalegają na półkach. Nie oznacza to jednak, że nie ma popytu na inne towary, bo na przykład napoje sprzedają się świetnie, zwłaszcza w godzinach wieczornych, co pokazał ostatni weekend - dodaje Roksana, sprzedawczyni zatrudniona w jednym ze sklepów przy ulicy Sławkowskiej. Ogromnym zainteresowaniem cieszą się również specjalne okazjonalne bilety na sześć dni. - Klienci kupują je chętnie i uważam, że to jest bardzo dobre rozwiązanie -zaznacza sprzedawczyni z kiosku ruchu przy ulicy Dunajewskiego. Popyt na kolejny produkt, czyli pakiety startowe do telefonów na kartę niejako wymusiło wejście w życie przepisów ustawy antyterrorystycznej. Armagedon czy burza w szklance wody? W sprawie wspomnianego komunikacyjnego Armagedonu zdania wśród krakowian są jednak podzielone. Co ciekawe optymistów nie brakuje . - Codziennie dojeżdżam do pracy do Krakowa z Olkusza i jak razie kłopoty się nie pojawiły. Busy kursują normalnie, chociaż w kolejnych dniach - w związku z wydarzeniami wokół ŚDM - spodziewam się większych utrudnień - przewiduje Roksana. - Komunikacyjnych zawirowań bałam się najbardziej, bo muszę dojeżdżać codziennie z przesiadką do Rynku, ale przynajmniej jak na razie żadnych większych utrudnień nie zauważyłam. Nie ma też za dużo ludzi w autobusach czy w tramwajach - dodaje Justyna. Korki - chleb powszedni krakowian Do całego rabanu wokół zmian w organizacji ruchu na chłodno podchodzi również pan Bartłomiej, mieszkający od 45 lat w grodzie Kraka. - Na co dzień w Krakowie organizowanych jest tyle różnych imprez, że w sumie stały się one dla nas chlebem powszednim i zdążyliśmy się już do nich przyzwyczaić - zaznacza. - W zasadzie o każdej zmianie w organizacji ruchu można dowiedzieć się z mediów, przede wszystkim z tych elektronicznych. Wystarczy tylko chcieć, a wszystko jest w zasięgu ręki. Ci, którzy narzekają na korki zapominają o tym, że one pojawiają się także w Krakowie w zwykłe dni - dodaje. Justyna z Bochni i Natalia z Krakowa, wolontariuszki wspierające pielgrzymów, wskazują, że doskonałą parę z dobrymi chęciami tworzą... wygodne buty. - Nawet jeśli nie dojadą tramwaje, to wszędzie dobiegniemy na czas. Mamy już wytyczone trasy i sprawdzone, ile czasu zajmie ich pokonanie. Warto mieć rozpracowany Kraków, wiedzieć jak się po nim poruszać i sprawdzić, gdzie można dotrzeć pieszo. Sytuacje mogą być różne, ale z każdej można wyjść zwycięsko - przekonują z uśmiechem. "Jedna wielka tragedia" Podczas gdy jedni emocje studzą, inni wręcz je podgrzewają. - Światowe Dni Młodzieży to bardzo atrakcyjne wydarzenie dla turystów i pielgrzymów, ale dla ludzi pracujących w centrum, to pod względem komunikacji jedna wielka tragedia - argumentuje kelnerka jednej z restauracji zlokalizowanych przy krakowskim Rynku. - Dojazd z Ruczaju do centrum zajął mi taksówką, bo innej opcji nie miałam, aż trzydzieści minut. Zresztą w autobusach i tramwajach jest nie lepiej. Obrazowo można to porównać do sytuacji z października, gdy do Krakowa zjeżdża duża liczba studentów, tylko teraz jest ona podwójna - dodaje. Jednocześnie wskazuje, że wprowadzenie stref będzie oznaczało dla mieszkańców odcięcia ich od świata. - Dla mnie ten pomysł to jedna wielka porażka, bo będziemy mieli problem z dostaniem się gdziekolwiek. Gdybym przykładowo chciała odwiedzić znajomych w drugiej części miasta, to jest to w praktyce niemożliwe. Uważam, że to powinno zostać inaczej zorganizowane, bo de facto na tydzień odcinają nas od reszty świata - mówi z żalem. "Dojdzie do kulminacji, czeka nas paraliż miasta" Katastroficzny scenariusz na najbliższe dni kreśli również jeden z krakowskich taksówkarzy. - Na razie większych utrudnień nie widać, ale przypuszczam, że w środę dojdzie do kulminacji. Do Krakowa przylatuje papież Franciszek i zamknięte zostaną strategiczne ulice, co oznacza paraliż miasta. Wtedy uratować nas mogą tylko wygodne buty albo rower - przekonuje. Punktem spornym wyraźnie dzielącym krakowian jest też samo podejście do imprezy. Jedni dopatrują się w niej wielkiej szansy na promocję miasta oraz Polski, i ci są w wyraźnej większości, tymczasem ze strony innych słychać raz po raz głosy niezadowolenia. - Nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo ciężkie kwoty miasto wyda na organizację tego wydarzenia. Równie dobrze te środki można byłoby przeznaczyć na co innego i zagospodarować lepiej - wyjaśnia taksówkarz. - Jak okaże się, że miasto będzie bardzo zatłoczone, to pewnie ucieknę z Krakowa gdzieś się poopalać - dodaje. Krytyczne stanowisko kierowcy podziela jeden z kelnerów. - Jestem ateistą i mam negatywny stosunek do całego wydarzenia. Z pewnością wpływy do budżetu miasta są znaczące, ale jednocześnie pojawiają się ewidentne problemy, choćby w komunikacji - ucina. "Nie wiedzieli, że Polska istnieje. Teraz to się zmieni" Zapatrującym się na Światowe Dni Młodzieży pozytywnie argumentów na obronę swojego stanowiska nie brakuje. - Bardzo dużo ludzi nie wiedziało, że w ogóle Polska istnieje na mapie świata, a dzięki Światowym Dniom Młodzieży to się zmieni. Przyjechały do nas tysiące osób spoza Europy i dowiedzą się, że mamy piękny kraj - przekonuje Justyna. - Z moich rozmów z klientami wynika, że wiele osób jest pod wrażeniem Krakowa i tego, jak on wygląda. Doceniają też polską gościnność - dodaje Roksana. - Są bardzo pozytywnie zaskoczeni, bo nie wiedzieli nic o naszej kulturze, a teraz ją poznają i z pewnością ona im się wydaje ciekawa - wtrąca Anastazja. Wielka fascynacja otwartością Polaków Dowodów na to, że taki sposób podejścia do tematu procentuje nie trzeba daleko szukać. - Jestem zafascynowana otwartością Polaków, zwłaszcza tych młodych. Są wyjątkowo gościnni i grzeczni. Mimo że po polsku umiem powiedzieć trzy słowa: "dzień dobry" i "dziękuję", to w niczym to nie przeszkadza i udaje mi się z nimi nawiązać doskonały kontakt, jak nie po angielsku, to na migi. Wszyscy wokół się do mnie uśmiechają i to jest dla mnie bardzo miłe - przekonuje wolontariuszka z Brazylii. Nie kryje przy tym, że jest zaskoczona tym, co nad Wisłą zobaczyła. - Polska jest zupełnie inna, niż to sobie wyobrażałam, a Kraków jest niesamowity, zwłaszcza z punktu widzenia liczby zabytków. Bliska jest mi nauka świętego Jana Pawła II i cieszę się, że mogę być w mieście, które było dla niego tak ważne. Odwiedziłam również były nazistowski obóz w Oświęcimiu i to doświadczenie było dla mnie niezwykle pouczające - wyjaśnia. Jednocześnie zaznacza, że jej przygoda z Polską z pewnością nie zakończy się na jednej wizycie. - Jeśli tylko nadarzy się okazja, to z pewnością tutaj wrócę i odwiedzę nie tylko Kraków, ale i Warszawę, o której bardzo często wspominają znajomi, którzy ją ją widzieli - dodaje. Dobry przekaz o Polsce idzie w świat także, dzięki ogromnemu wysiłkowi cichych bohaterów Światowych Dni Młodzieży, czyli wolontariuszy. Motywacja do działania wydaje się " dziecinnie" prosta: pomóc, być blisko Boga, posłuchać Ojca Świętego i poczuć atmosferę - słyszę najczęściej w odpowiedzi na pytanie, dlatego podjęli się tego niełatwego przecież zadania. Chęć nie budzi się jednak w każdym. - Wszystko zależy od indywidualnych cech i od kręgów, w których się człowiek obraca. Im ktoś jest bliżej Kościoła, tym łatwiej się działa i pomaga - przekonuje wolontariuszka Natalia. - Wielu młodych ludzi już od roku pracuje przy tym projekcie. Ważne jest jednak kryterium wolnego czasu. Niektórzy, tak jak moja koleżanka, dostali urlop dopiero w tym tygodniu, zaangażowali się i pracują w zasadzie od rana do nocy. Tak naprawdę potrzebne są tylko chęci - dodaje. Fenomen papieża Franciszka i pozytywne zakręcenie Magnesem okazuje się też osoba papieża Franciszka. - Papież Franciszek jest dla mnie kimś wyjątkowym, bo potrafi przekonać do siebie, a co za tym idzie także do Boga, nie tylko katolików, ale także ludzi, którym było dotąd do Kościoła daleko. Ci ostatni słuchają go coraz częściej, a on przekonuje ich, że dla nich Kościół też jest otwarty. Niezwykłość Franciszka polega także na tym, że potrafi on nawiązać wyjątkową więź z młodymi - przekonuje Ania. - Byłam wcześniej w Madrycie, zatem nie mogło mnie zabraknąć także tutaj. Czy Papież Franciszek mnie do siebie przekonuje? Oczywiście. Wszystkie pozytywne zjawiska w Kościele bardzo optymistycznie mnie nakręcają - wtrąca Magdalena. Wszechobecny entuzjazm okazuje się zaraźliwy i sprawia, że nawet możliwy deszcz nabiera cech łaski. - Jedziemy na spotkanie z Ojcem Świętym i chcemy się wzajemnie ubogać. Wszystko tak naprawdę jest w rękach Pana Boga i to on będzie nas prowadził. Nawet jak spadnie deszcz, to potraktujemy to jako łaski z nieba płynące - przekonuje młoda zakonnica z Mikołowa z rozbrajającym uśmiechem.