Piechociński ocenił, że doprowadzono do takiego stanu, że każde rozwiązanie tej kwestii jest kwestionowane. Poseł nie chciał jednak wskazywać odpowiedzialnych za ten stan. Dodał, że problem pozostanie, dopóki w sprawie nie wypowiedzą się - jak to określił - "przywódcy tego gorszącego widowiska". Jego zdaniem w miejsce przeniesionego krzyża pojawią się nowe, bo w części ugrupowań politycznych, a także społeczeństwa jest - jak mówił - silna chęć konfrontacji w tej sprawie. Według niego podyktowane jest to "chorymi emocjami ze świata polityki". - Jestem pełen smutku i bólu, że chrześcijanie, katolicy między sobą muszą stawiać albo chować krzyże i jest tyle emocji. Nie pomaga nic, ani apele biskupów, ani wołanie polityków centrum do ludzi i do innych polityków, którzy są orientacji chrześcijańskiej o to, aby wyszli ku sobie, nie z nienawiścią, nie z gorszącymi emocjami, ale z pokorą, sympatią i życzliwością - powiedział Piechociński. Polityk jest zdania, że nadal realizuje się najgorszy możliwy scenariusz - "wmontowywania symbolu religijnego w doraźną grę ideologiczno-polityczną". - Jeżeli przywódcy formacji politycznych czy przywódcy społeczni, którzy są chrześcijanami, w tym uczestniczą, to grzeszą jak nigdy dotąd - stwierdził. Były marszałek Sejmu Józef Zych (PSL) uważa, że przeniesienie krzyża oznacza, że rozpoczęto rozwiązywanie tej sprawy. Zych ocenił, że prezydencka kaplica, do której trafił na razie krzyż, nie jest dobrym miejscem dla niego, ponieważ nie jest dostępna dla wszystkich, którzy chcieliby pomodlić się przed krzyżem. Podkreślił, że symbol powinien znaleźć się w miejscu godnym, ale dostępnym dla społeczeństwa. - Dobrym miejscem jest kościół świętej Anny - powiedział poseł. Zych przypomniał, że przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny zakładała umowa między prezydencką kancelarią, harcerzami i Kurią Warszawską. - Skoro jest takie porozumienie, również z kurią, to jest to dobre wyjście, szkoda tylko, że cała sprawa została tak niepotrzebnie przeciągnięta - ocenił Zych. Polityk nie wini jednak za to prezydenta Bronisława Komorowskiego, ale innych uczestników tego sporu. Przypomniał, że padały argumenty, iż krzyż nie może pozostać na Krakowskim Przedmieściu, bo nie "wpasowuje się" w koncepcję konserwatora zabytków. - To jest ostatni argument, na jaki należało się powoływać, szczególnie w Polsce - podkreślił. Jego zdaniem argumenty używane przez osoby, które chciały usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, często były prymitywne, co też nie pomagało sprawie jego przeniesienia. - Można było postąpić szybciej, sprawniej i to przede wszystkim powinno być zgodne działanie - oświadczył Zych.