Palikot powiedział na konferencji prasowej, że jeszcze dzisiaj złoży projekt nowelizacji ustawy w sejmowej komisji "Przyjazne Państwo". Jak ocenił, w ciągu 2-3 tygodni projekt noweli powinien trafić do marszałka Sejmu. Według obowiązującego stanu prawnego, byłemu prezydentowi przysługuje dożywotnia pensja, równa połowie wynagrodzenia zasadniczego - które otrzymuje urzędujący prezydent. Palikot ocenił, że jest to obecnie ok. 4 tys. zł netto. Poseł PO podkreślił, że to kwota upokarzająco niska dla osoby sprawującej uprzednio najwyższą funkcję w państwie. Palikot zauważył, że obecne wynagrodzenie byłych prezydentów w znaczący sposób odbiega od realiów średniego wynagrodzenia w kraju i całkowicie rozmija się z wynagrodzeniem otrzymywanym przez byłe głowy państw w Europie i Stanach Zjednoczonych (np. w Niemczech ta kwota wynosi równowartość 20 tys. złotych, w USA - ponad 40 tys. złotych). Według posła PO, dotychczas przysługujące uposażenie niejednokrotnie wymusza na byłych prezydentach podejmowanie innych działań zarobkowych, które mogą narażać na szkodę interes państwa i obywateli. W tym kontekście wymienił obecność Lecha Wałęsy na konwencjach partii Libertas. Palikot zaapelował też do Wałęsy, aby w trakcie obchodów 20. rocznicy obalenia komunizmu, nie pokazywał się w Gdańsku w obecności lidera Libertas Declana Ganleya. "Projektowana zmiana - podwajająca uposażenie byłych prezydentów - zapewnia wynagrodzenie godziwe i odpowiadające wadze sprawowanej uprzednio najwyższej funkcji w państwie" - czytamy w uzasadnieniu noweli. Palikot wyraził nadzieję, że proponowana przez niego zmiana znajdzie poparcie wszystkich klubów parlamentarnych. Według projektu, skutki finansowe noweli dla budżetu państwa nie powinny przekroczyć 300 tys. zł w skali roku budżetowego. Wałęsa, pytany, co sądzi o pomyśle nowelizacji ustawy o uposażeniu b. prezydenta RP podkreślił, że (uczestnicząc w konwencjach Libertasu - red.) nie chodzi mu o pieniądze, tylko "o zasadę, poszukiwanie i sprawiedliwość". Wałęsa podkreślał, że podczas wizyty w Kielcach (gdzie był gościem honorowym konferencji "Transformacja - Polska 20 lat później" zorganizowanej przez wojewodę świętokrzyskiego Bożentynę Pałkę-Korubę) nie wziął "ani gorsza za spotkanie", podobnie we wtorek w Krakowie. - Tam gdzie jest patriotyzm, podziękowanie ludziom, którzy to wszystko tworzyli, tam nie ma mowy o pieniądzach, ale ja gdzieś muszę zarobić - mówił b. prezydent. Argumentował, że dostaje 3900 złotych, a utrzymanie jego domu i działki kosztuje sześć tysięcy złotych. - Przecież nie pójdę kraść, muszę do tego dorobić (...) tam gdzie można i gdzie to się opłaca, gdzie nie jest to upokarzające - dodał. Podkreślał, że w innych przypadkach nawet dopłaca do spotkań. Pytany o to, na jakim poziomie powinny być uposażenia byłych prezydentów powiedział, że nigdy o nic nie prosił i nie będzie tego robił. Odnosząc się do apelu posła PO o niepokazywanie się 4 czerwca w towarzystwie Ganleya, powiedział, że go nie posłucha dlatego, że "nie mówi kto, tylko patrzy co". - Panie Palikot, ja pana tak lubię, a gdyby ten pan (Ganley - red.) w mojej obecności powiedział: "jednak Wałęsa mnie przekonał i ja teraz będę apelował, by Traktat Lizboński był podpisany w Irlandii czy gdziekolwiek", to czy ja miałbym nie skorzystać z tej okazji? - pytał b. prezydent. - Nie wiem, prawdopodobnie on tego nie zrobi, ale nie można wykluczać z góry kogokolwiek - dodał. - W tamtej epoce nie wolno było stawać z hitlerowcami, komunistami, nie wolno było tańczyć, bo brzydkie zdjęcia. Ale teraz, gdy ma być jedność i mądrość europejska, to nie wolno eliminować ludzi, którzy mają inne zdanie - mówił Wałęsa. - Trzeba ich pokazać, zareprezentować i niech naród wybiera i powie, kto ma rację - podkreślał. Zdaniem Wałęsy, trzeba słuchać przeciwników politycznych i wybijać im argumenty, a nie uciekać od nich i zmuszać ich do organizowania demonstracji. Wałęsa powiedział, że 4 czerwca na pewno będzie w Krakowie na Wawelu, bo musi dotrzymać słowa danego premierowi, a co do innych miejsc - trwają na razie rozmowy i nie wiadomo, co z nich wyjdzie.