Paweł Zalewski o słabe notowania PO obwinia jedną osobę. Michała Kamińskiego. "Jeśli mamy być wiarygodni, to nie może być tak, że do ucha pani premier złe kwestie szepcze człowiek, który dzielił Polaków - bo taka była kampania w 2005, 2007, 2011 r., który zablokował poprzez swoje kampanie i poprzez przekaz PiS możliwość PO-PiS-u, który ma problem z podstawowymi pytaniami prawnymi, który ma zegarek za 10 średnich pensji krajowych (...) Naszymi twarzami są ludzie znani z szerzenia nienawiści w Polsce" - ocenił Paweł Zalewski w TVN24.Zalewski zarzucił ponadto Kamińskiemu, że posługuje się metodami sprzed 10 lat."Dzisiaj kampania to w dużej mierze internet. Jak może być wiarygodny główny doradca od spraw PR, człowiek odpowiedzialny za propagandę, za kampanię wyborczą, który nie ma konta na Twitterze? Którego nie ma w internecie? My mamy XXI w.! A pan Kamiński prowadzi kampanię jak kampanię PiS sprzed wielu lat. To jest kpina z Polski i kpina Platformy. Członkowie Platformy go nie chcą (...) Jesteśmy niewiarygodni dlatego, że posługujemy się metodami, które proponuje Michał Kamiński" - stwierdził Paweł Zalewski.Polityk prawdopodobnie nie znajdzie się na listach PO w jesiennych wyborach parlamentarnych. Sam chciałby startować ze swojego okręgu w podwarszawskim "obwarzanku". Jednak, jak relacjonują media, Ewa Kopacz pragnie go ukarać i "zesłać" do Radomia."Mnie nikt nie powiedział, w czyim interesie jest moje kandydowanie z Radomia. Ja nie mogę startować z okręgu, w którym nie pracowałem. Ja w sobotę z mediów dowiedziałem się, że to miejsce zostało mi przypisane. Nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego miałbym startować z Radomia" - dziwił się Zalewski w TVN24.Ewa Kopacz postawiła Zalewskiemu publiczne ultimatum - albo wystartuje tam, gdzie każe mu partia, albo nie wystartuje w ogóle."Jest przewodniczący partii, który składa propozycję i jeśli ktoś tej propozycji nie przyjmuje, to samo się rozumie, że nie będzie startował" - stwierdziła premier.