Soloch pytany w TVP 1, jak ocenia działania rządu po nawałnicach, powiedział, że rząd zareagował prawidłowo i "zostały uruchomione wszystkie procedury". "Wojsko wkroczyło, w moim przekonaniu, w odpowiednim momencie, decyzje podejmował wojewoda. Wojewoda, który jest szefem obrony cywilnej na terenie danego województwa" - podkreślił. "W momencie, kiedy wojsko otrzymało sygnał, żeby wziąć udział w tej akcji, pojawiło się i zaczęło działać, więc w tym sensie jakby zarzuty, że wojsko przyszło za późno, bo wojsko polskie nie było zdolne do tego, żeby szybko reagować, są w moim przekonaniu nietrafione" - zaznaczył Soloch. Pytany o słowa wojewody pomorskiego Dariusza Drelicha, który stwierdził, że do zbierania liści nie będzie ściągał wojska, szef BBN powiedział, że te "słowa wygłoszone naprędce były niezręczne". Soloch: Ogłoszenie stanu klęzki żywiołowej powoduje ograniczenia Na pytanie, czy należy ogłosić stan klęski żywiołowej, czego domaga się opozycja, Soloch odpowiedział, że jak długo istnieją przepisy dotyczące stanu klęski żywiołowej w niepodległej Polsce, taki stan nigdy nie został ogłoszony. "Trzeba pamiętać, że ogłoszenie takiego stanu wiąże się również z ograniczeniem praw obywatelskich, zarządami komisarycznymi, pewnym przymusem również w stosunku do prywatnych posiadaczy środków" - podkreślił szef BBN. "Można na przykład zawiesić działalność samorządu, więc to jest bardzo ryzykowne - lepiej zbudować system taki, który tak długo, jak tylko możliwe, potrafi sam się regulować. Zresztą ludzie w małych miejscowościach są na ogół bardzo dobrze zorganizowani" - stwierdził Soloch Na uwagę, że niektórzy chcą zarobić na tej tragedii i podnoszą ceny np. materiałów budowlanych, szef BBN odpowiedział, że "temu się trzeba uważnie przyjrzeć" i ewentualnie uwzględnić w jakiś rozwiązaniach proceduralnych. Soloch był też pytany o słowa lidera PO Grzegorza Schetyny, który stwierdził, że kiedy Platforma rządziła, to nigdy takich zniszczeń nie było, a to co się wydarzyło porównałby do 1997 roku do powodzi na Śląsku. "Ja przypomnę powódź 2010 tam właśnie wyszły olbrzymie mankamenty i niedoróbki w działaniach ówczesnego rządu" - odpowiedział. Jego zdaniem w sytuacjach reagowania kryzysowego obowiązuje zasada subsydiarności. "Najpierw reagują ci, którzy są na dole, czyli właśnie sołtysi, wójtowie, starości powiatowi. Później idzie to na szczebel wojewódzki". "Przypomnę, że służby państwowe w postaci państwowej straży pożarnej działającej w ramach krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego mają tam swoje plany. One zaczęły działać od razu wspólnie ze strażakami-ochotnikami, którzy są w tym systemie, więc system zareagował prawidłowo" - podkreślił szef BBN. "Tutaj chodzi i o bieżące ratowanie życia, mienia ludzi" Na uwagę, że teraz opozycja domaga się wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, a w 2010 roku jej nie wprowadzono, Soloch ocenił, że niedobrze jest wykorzystywać tragedię ludzką dla celów politycznych podważając wiarygodność służb państwowych. "Istotne jest tu przede wszystkim komunikowanie się ze społeczeństwem. Przekazywanie natychmiast informacji, ale także jednak wypracowanie pewnego konsensusu, że w takich sprawach tutaj polityka w taki brutalny PR -owy sposób nie powinna grać, bo tutaj chodzi i o bieżące ratowanie życia, mienia ludzi, a także o utrzymywanie pewnego zaufania i konsensusu, jeśli chodzi o funkcjonowanie systemu bezpieczeństwa" - zaznaczył Soloch. W pierwszej połowie sierpnia - szczególnie w nocy z 11 na 12 sierpnia - nad Polską przeszły nawałnice, które spowodowały liczne zniszczenia. Bilans ofiar śmiertelnych wynosi sześć osób, w tym dwie nastolatki, które przebywały na obozie harcerskim w miejscowości Suszek; poszkodowanych zostało 54 osób, w tym 15 strażaków. Usuwając skutki nawałnic, strażacy interweniowali już blisko 23 tys. razy, najczęściej na Kujawach i Pomorzu, w Wielkopolsce, na Pomorzu oraz na Dolnym Śląsku. Uszkodzonych zostało ponad 4 tys. budynków, z czego ponad 3 tys. to budynki mieszkalne.