Podczas wieczoru wyborczego szef PSL nie ukrywał emocji. - To, co zrobiliśmy nie zostanie zmarnowane, mimo że efektu wyborczego dzisiaj nie ma - mówił lider ludowców podczas swojego wieczoru wyborczego w podwarszawskim Wawrze. U boku polityka tym razem zabrakło jego małżonki. Paulina Kosiniak-Kamysz aktywnie włączała się w kampanię, ale ze względu na drugą ciążę i opiekę nad córeczką Zosią nie mogła towarzyszyć mężowi. Nie ukrywa, że spodziewała się lepszego wyniku Władysława Kosiniaka-Kamysza, a walka o głosy była wyczerpująca. - Jest nam bardzo smutno, bo się bardzo wszyscy zaangażowaliśmy. Cała kampania trwała praktycznie pół roku, to czas mojej obecnej ciąży, życie Zosi. To wiele wzruszeń, cudownych spotkanych osób. Dla mnie to pierwsze, nowe doświadczenie. Mamy piękne wspomnienia z mężem i nikt nam tego nie zabierze - przekazała nam Paulina Kosiniak-Kamysz. Żona szefa ludowców uważa, że "nie ma co chować głowy w piasek". Jak mówi, para będzie mieć teraz więcej czasu dla siebie. Absolutnie trzyma też stronę męża. - Przejechał równik, uścisnął tysiące dłoni - usłyszeliśmy. Jak przekonuje nasza rozmówczyni, kobiety cieszyły się z jej aktywności. - Dla mnie to największy dowód, że warto było i nie poszło to na marne. Moja aktywność zrodziła się z potrzeby. Nie zamierzam zamilknąć, tylko będę działać dalej - mówi Interii Paulina Kosiniak-Kamysz. Jednocześnie zapewnia, że nie planuje wchodzić do polityki. Na kogo będą głosować państwo Kosiniak-Kamysz? Podczas wyboru wyborczego szef PSL mówił, że na pewno zagłosuje, jednak należy poczekać na oficjalnie wyniki. - Emocje u nas tak naprawdę nie opadły. Do tej pory nie widziałam się jeszcze z mężem, jeszcze go nie przytuliłam - zdradza żona lidera ludowców. - Najpierw chciałabym złapać oddech w gronie rodzinnym, a potem podejmować decyzje o głosowaniu w drugiej turze - powiedziała. W drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzą się Andrzej Duda oraz Rafał Trzaskowski. Po raz kolejny zagłosujemy 12 lipca. Jakub Szczepański